niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 45

Brzęczenie mojego telefonu było nie do zniesienia. Ignorowałam je tak długo jak było to możliwe, aż w końcu sturlałam się z własnego łóżka (gdzie ku zaskoczeniu spałam)i przeczołgałam po podłodze w prawdziwie wojskowym stylu.Kiedy sięgnęłam po urządzenie, skuliłam się na boku i odblokowałam iPhone.

Jak się spodziewałam, wszystkie nieodebrane połączenia były od Harry'ego, z wyjątkiem kilku od Louisa i jednego od Liama. Oprócz tego była tam wiadomość od Perrie, którą od początku polubiłam. Ale najbardziej zadziwiające było nieodebrane połączenie od mojej matki.

Kiedy już miałam zamiar oddzwonić do niej, telefon się zaświecił, a na ekranie pojawił się numer Harry'ego. Jęcząc stuknęłam w rysunek słuchawki i jeszcze bardziej się zwinęłam w małą kulkę na podłodze i odpowiedziałam wciąż odurzona snem. – Halo?

- Norah, do cholery, dlaczego nie odbierasz swojego telefonu?

Jego głos szalał po drugiej stronie słuchawki i od razu mnie obudził. – Wszystko porządku? Co się dzieje?

- Nie, nic nie jest w porządku, Norah.Nie mieliśmy wczoraj zabezpieczenia.

- Kurwa. Jeśli to wszystko, to naprawdę powinnam była zostać w łóżku.

- Norah, czy ty sobie teraz żartujesz?– warknął. – Musimy natychmiast jechać do lekarza. Wyślę po ciebie Jamesa i się tam spotkamy. Mam kogoś kto mógłby-

- Nie, Harry-

- Może nas przyjąć od razu i –

- Harry, mógłbyś się zamknąć na minutę? – rzuciłam. Na linii zabrzmiała cisza, a ja przewróciłam oczami wyobrażając sobie jego wiercącego się na swoim krześle w swoim drażniącym stylu. – Załatwiłam to wczoraj kiedy wyszłam z twojego mieszkania. To gówno jest drogie.

Usłyszałam niepewny wydech ulgi. –Przechodzisz na antykoncepcje. I to nie podlega dyskusji.

- Nie zamierzałam się o to z Tobą kłócić, ale dobrze. – obgryzając paznokcie zastanawiałam się czy wstać z podłogi. – Hej, przychodzisz do nas na święto dziękczynienia? Wszyscy tu będą, więc powinieneś przyjść. I przynieś to wino.

- Tego dnia pracuję.

Jęknęłam na ekran, kiedy oderwałam telefon od ucha w geście małej zemsty, zanim zdecydowałam, że jest dużo łatwiejsza droga, by namówić go na przyjście niż walka z nim. – Wiesz, będzie tu tona mężczyzn. I prawdopodobnie jeszcze raz tyle striptizerów.

- Nie wierzę w żadne twoje słowo.Mam spotkanie. I przyjdę na twoje przyjęcie. Bądź gotowa dziś koło ósmej.

- Okej. – ucieszyłam się – do zobaczenia!

Połączenie zakończyło się, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia o czym on mówił, bo nie przypominałam sobie, żebyśmy mieli na dziś jakieś plany. Ale to był Harry, prawdopodobnie miał jakieś przyjęcie, albo chciał mnie zabrać do niesamowitej restauracji.

Kiedy Jace wszedł, wciąż leżałam na podłodze, opierając uniesione nogi o ścianę i trzymając ręce pod głową. Był zbyt wesoły jak na ósmą rano, a jedyną rzeczą,która powstrzymywała mnie od nawrzeszczenia na niego za wpuszczenie światła do mojego pokoju, było to, że przyniósł kawę.

-Wstawaj. – krzyknął zrzucając moje nogi ze ściany. – Musimy iść dziś do pracy. Mamy spotkania i inne takie rzeczy.

- Albo moglibyśmy olać to i polecieć do Paryża?

Jace zmarszczył brwi. – O ile dobrze sobie przypominam, ty spędziłaś wczoraj pół dnia marudząc o tym, że masz mniej niż 100 dolców na swoim koncie bankowym przez,to jest dokładny cytat „ to coś żeby nie mieć dzieci ".

- Och. Cóż, jeśli tak przedstawiasz to...

- Prysznic. Śniadanie jest w piekarniku. Och, czy Louis dzwonił do ciebie?

Oderwałam się od podłogi. – Tak,parę razy. A co?

- Myślę, że jest na mnie zły. –skrzywił się na moment zanim dźgnął mnie w ramię. – Idź pod prysznic, mała zdziro.

Dźganie zamieniło się szybko w walkę, zanim w końcu podążyłam do łazienki, żeby się przygotować na coś, co definitywnie miało być intensywnym dniem w pracy. Patrząc na to, że przez ostatnie kilka dni omijałam pracę szerokim łukiem, miałam zaległości w przygotowaniach do druku i w wszystkim innym, nad czym każe nam pracować Victoria.

Po spłukaniu mojego ulubionego truskawkowego mydła i umyciu włosów, opuściłam ekstremalnie gorący prysznic dla o wiele mniej przyjemnej sypialni, gdzie zostałam powitana przez widok uroczego zestawu przygotowanego przez mojego współlokatora.

Wślizgnęłam się w skromną skórzaną sukienkę, wsunęłam moje szpilki, a następnie skierowałam się do kuchni. Było miło mieć znowu Jace budzącego mnie z kubkiem kawy i francuskimi tostami. To było dużo normalniejsze niż te ostatnie kilka tygodni spędzone z Harrym.

- Więc, Jace. – zaświergotałam, szczypiąc go w tyłek kiedy chwyciłam mojego tosta. – Trochę cicho tutaj bez Louisa, hmm?

- Norah, jeśli wiesz co dobre dla ciebie, przestaniesz teraz gadać.

- Po prostu powiedz mi co się stało!

Jęknął nad parą z jego kawy. –Jeśli już musisz wiedzieć, powiedziałem mu, że to co puszczał na audycji było wstrętne.

Wybuchłam śmiechem i tak szybko jak tylko zdołałam zasłoniłam usta, by go zdusić w międzyczasie rozlewając gorącą kawę na przód mojej sukienki. – Poważnie? –sapnęłam, sięgając po szmatkę. – Mój chłopak jest pracoholikiem, który nie potrafi powiedzieć, że mnie kocha, a wy mieliście artystyczną debatę?

- Coś w tym stylu.

- Kto by pomyślał, że to ty będziesz tym w normalnym związku. – zrzędziłam. Jace posłał mi tylko szeroki uśmiech, z którego łatwo było wyczytać „jestem od ciebie lepszy" i wgryzł się w swoje śniadanie.

Po zjedzeniu naszego posiłku,chwyciliśmy kolejne kubki z kawą i skierowaliśmy się w dół naszego apartament owca na o wiele bardziej gorączkowe ulice Manhattanu, zanim wszyscy zaczęli zmianę na 9 rano.

Przepchnęliśmy się przez tłum modnych hipsterów ubranych w prawdziwie nowojorskim stylu. Po ponad siedmiu latach mieszkania tutaj, stałam się praktycznie ekspertem w popychaniu ludzi i ignorowaniu świecącego znaku „nie iść",kiedy tylko było można.

W czasie kiedy szliśmy, ramię Jace było splecione z moim. – Wiesz, musimy zacząć planować to przyjęcie na Święto Dziękczynienia. Ile osób przychodzi w tym roku?

- Tona. – wymamrotałam. –Oczywiście Louis i Harry. Potem Liam i Sophia, i myślę, że również nasza Sophia mogłaby wpaść na chwilkę. I Alice i Aaron też. Twoi rodzice?

- Moi nie przyjdą. Więc wychodzi siedem osób, plus my, to daje dziewięć, a to równa się z pierdoloną toną jedzenia, Norah. Nie ma mowy, żebym to wszystko ugotował.

- Pomogę ci.

- Bądźmy realistami.

Popchnęłam go żartobliwie w siódmą alejkę. – Harry potrafi gotować. Pomoże ci. Albo go o to poproszę, nieważne. Dzisiaj rano powiedział, że ma pracę na ten dzień, więc powiedziałam mu, że będą striptizerzy, więc przyjdzie. Tak myślę. Powinien być.

- Jeśli mam być szczery. –przeciągnął słowa. – Nie mam nic przeciwko pomysłowi ze striptizerami. Może on, albo ona, cokolwiek, mogliby się przebrać za indyka? Z małymi piórkami na sutkach.

- Albo jako pielgrzymi. Przynieśliby róg obfitości i założyliby jeden z tych małych kapeluszy.

Westchnął z rozmarzeniem, kiedy weszliśmy do przytłaczającego biurowca Vogue. – Dziękczynni striptizerzy. Co więcej można by chcieć?

- Może podwyżkę? Mogłabym sobie pozwolić na to coś, żeby nie mieć dzieci.

- Albo kota. Chcesz mieć kotka?

- Och, albo tą nową torebkę od Louisa Vuittona, którą wypuścił na kolekcję jesienną. Perrie ją ma, naprawdę chciałam ją ukraść, ale Harry miałby wtedy kłopoty z tą sprawą biznesową, więc wiesz...

Rozmawialiśmy aż drzwi windy się otworzyły, a ja i Jace musieliśmy udawać, że jesteśmy tak samo dorośli jak nasi towarzysze. Ale kiedy tylko stanęliśmy na naszym piętrze, wyszliśmy i kontynuowaliśmy chichoty o niedorzecznych rzeczach, które chcieliśmy kupić.

Szliśmy ramię w ramię wzdłuż korytarza uśmiechając się promiennie do Alice i pochylając głowy,kiedy przechodziliśmy obok Victorii, aż doszliśmy do naszych drzwi i otworzyliśmy je. Sophia siedziała na krześle obrotowym ze swoimi delikatnymi stopami podpartymi o wielkie czarne biurko.

Kiedy weszliśmy, przewróciła oczami.– Zastanawiam się czasami za co wam płacą.

- Ciebie też miło widzieć, Sophia.Przyjdziesz na nasze przyjęcie z okazji Święta Dziękczynienia?

- Jeśli mój chłopak może przyjść.

Zmarszczyłam na nią brwi. – Och, naprawdę? Od kiedy masz chłopaka? Czy Jace musi przeprowadzić z nim poważną rozmowę?

- Tak, Jace potrafi być bardzo przerażający. Od wczoraj. Jest świetny i odbieram to jako zgodę.

- Czyż to nie jest urocze? –zachichotałam. – Co mamy dziś do zrobienia?

- Spotkanie z Victorią i Aaronem o jedenastej, żeby omówić sesję zdjęciową. Potem musicie skończyć redagować wasz artykuł na styczniowe wydanie. Zdjęcie które wybraliście nie wygląda za dobrze na stronie.

- Świetnie. Przyniesiesz mi kawę,proszę?

Jęknęła i ściągnęła nogi z biurka. – Jak sobie życzysz, Norah. Z mlekiem i cukrem?

Kiedy otrzymała ode mnie szybkie skinienie głową, wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie i Jace rozpoczynających swoją robotę, polegającą tak naprawdę na tym, że kłóciliśmy się oto, która kolekcja z Fashion Week robiła największe wrażenie. Nie to żebym narzekała.

Nie minęła nawet połowa spotkanie kiedy Victoria wspomniała coś o powrocie spódnic w stylu happy,kiedy przypomniałam sobie że moja matka dzwoniła do mnie wieczór wcześniej, a ja jeszcze do niej nie oddzwoniłam. Cicho przeklinałamsiebie przez resztę spotkania, a następnie wygramoliłam się zpokoju.

Kiedy tylko byłam z powrotem w bezpiecznym schronieniu naszego biura, usiadłam na krześle obrotowym, który zabrałam Sophii i wybrałam numer mojej matki, mając nadzieję, że nie odbierze i nie musiałabym słuchać o jej ostatniej naturalnej kuracji.

Ale druga połowa mnie odetchnęła z ulgą, kiedy jej głos zadźwięczał w słuchawce telefonu. –Norah, kochanie, tak dobrze cię słyszeć! Nie byłam pewna czy mój nowy telefon działa. Twój cholerny ojciec miał mnie nauczyć z niego korzystać!

- W końcu uwolniłaś się od tej starej Nokii?

- Ach, tak. Moi studenci ciągle sobie ze mnie żartowali. To była udręka.

Przygryzłam kciuk by ukryć rozbawienie. – Ale jednak działa. Więc, dzwoniłaś wczoraj do mnie. Co się stało?

- Cóż, chciałam ci opowiedzieć o nowym ziele, który pomaga na stres! Pomyślałam, że przyda ci się-

- Mamo. – jęknęłam. – Bardzo bym chciała spróbować terapii ziołowych, ale myślę, pozostanę przy alkoholu i kofeinie.

W tym momencie Jace wszedł do naszego biura. Zaśmiał się głośno i zapytał mnie bezgłośnie „ twoja matka?", a kiedy przytaknęłam, zaśmiał się jeszcze głośniej.Wiedział wszystko o jej obsesji na punkcie tych wszystkich naturalnych rzeczy.

Moja mama westchnęła po drugiej stronie słuchawki. – Te rzeczy szkodzą twojemu ciału, Norah.Wiesz ile różnych typów chorób mogą wywołać te chemikalia,dobry Boże, napcham tego indyka jakimiś witaminami! Może jedna z tych magnetycznych bransoletek unormuje twoją elektronową równowagę.

- Co to w ogóle ta równowaga elektronowa? To coś jest prawdziwe? – Jace parsknął z rozbawienia, a ja rzuciłam w niego długopisem. – Poważnie mamo.A co do napchania – czekaj, co?

- Indyk, głuptasie! Ale zabiorę bezglutenowe jedzenie, żebym razem z twoim ojcem miała co jeść.

- Na święto dziękczynienia?Zabierasz jedzenie na nasze przyjęcie dziękczynne?

Rozbawienie Jace pociągnęło go za sobą na ziemię, gdzie zwinął się w histeryczny kłębek. Moja matka westchnęła z irytacją. – Tak, Norah. Jace powiedział, że mam zająć się dwoma daniami i jednym deserem. Myślę o naturalnym bezglutenowym cieście z dyni.

- Brzmi świetnie. – powiedziałam powoli. – Musze już naprawdę uciekać. Pogadamy później. Kocham cię.

- Ja ciebie też, skarbie!

Połączenie zakończyło się jednym kliknięciem, a ja opierałam się chęci roztrzaskania mojego telefonu. Zamiast tego wzięłam głęboki wdech i powoli odwróciłam się w stronę mojego współlokatora, który siedział na podłodze, patrząc na swoje paznokcie i unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego ze mną.

- Jace.

- Uhm. – powiedział. – Wiesz,myślałem o naszym artykule, moglibyśmy użyć fotografii od Nicka Knight? Pasowałyby idealnie do wydania.

Zmrużyłam na niego oczy. – Czy zaprosiłeś moją matkę na święto dziękczynienia?

- Albo od Mario Testino, żywa legenda.

- Jeśli wymienisz jeszcze choć jednego fotografa, wyrzucę cię przez okno. A jesteśmy na dwunastym piętrze.

Jace powoli wytrzeszczył na mnie oczy.– Chciała przyjść. Tęskni za tobą, i powiedziała, że ona i twój ojciec pokryją koszty biletów i wszystkiego. Będą tutaj tylko na kilka dni! Ona naprawdę chciała przyjść, Norah.

Zamknęłam oczy i spróbowałam sobie wyobrazić moją matkę w tej całej nostalgicznej aurze lat 60.,paradującą po ulicach Manhattanu, albo siedzącą w moim eleganckim mieszkaniu. – Jace, ona nie pasuje do tego miasta. Będzie mówić o ziołach i o tym, że marihuana powinna być zalegalizowana przez cały czas!

- Cóż, powinna być.

- Nie w tym rzecz. – fuknęłam z irytacją. – Chodzi o to, że moi rodzice nie mają gdzie zostać w Nowym Jorku. Miałam się z nimi zobaczyć w przerwę bożonarodzeniową, a to już by było zdecydowanie za dużo. Nie miałeś prawa ich zapraszać – kurwa, Jace. Musimy posprzątać.Musimy posprzątać nasze mieszkanie.

Zmrużył na mnie oczy. – Czekaj,więc nie jesteś zła?

- Jestem wściekła. Kiedy powiedziałam musimy posprzątać mieszkanie, miałam na myśli musisz posprzątać mieszkanie. Dupek.

Siedzieliśmy w ciszy dopóki Sophia nie wparowała do pomieszczenia z rękami pełnymi starych wydań magazynu i portfolio projektantów. Nawet nie wyglądała na zaskoczoną, kiedy zastała mnie gapiącą się na Jace siedzącego na ziemi.

Jedynie położyła papiery na stole i odwróciła się do mnie z rękami na biodrach. – Więc odkryłaś,że zaprosił twoja matkę na święto dziękczynienia?

Opuściłam głowę na stół we frustracji. – Ty tak na poważnie teraz? Kto do diabła jeszcze o tym wie? Pieprzona Victoria?

- Być może jej o tym wspomnieliśmy.

- Walcie się.

Tego wieczoru skończyłam się szykować o 7:30, w pełni gotowa na pojawienie się Harry'ego dwadzieścia minut przed umówionym czasem. Siedziałam cierpliwie na kanapie, ignorując przemykającego się Jace z oczkami szczeniaka,aż o 7:45 rozległo się pukanie do drzwi.

Otworzyłam zastając Harry'ego robiącego coś na swoim telefonie ze ściągniętymi brwiami i przygryzioną dolną wargą w koncentracji. Zamiast garnituru,którego się spodziewałam, miał na sobie ciemne rurki i ciężką kurtkę z brązowej skóry, skompletowane z jakąś chustą przewiązaną przez jego loki.

Wgapiałam się w niego zszokowana,dopóki na mnie nie spojrzał. – Och, Norah. – Jego oczy przeskanowały mnie z góry na dół, biorąc po uwagę ciemną spódnicę i koszulę, które miałam na sobie. – Przebierz się.Jest zimno.

- Nie idziemy na kolację?

Przewrócił na mnie oczami. – Nie.Idź ubrać coś ciepłego. I pospiesz się, zostawiłem włączone auto na dole.

- Dlaczego w ogóle cię słucham? –westchnęłam z irytacją, niemniej jednak odwróciłam się i poszłam w kierunku mojego pokoju by się przebrać. Ubrałam szary sweter, wślizgnęłam się w czarne rurki i botki i chwyciłam mój miętowy płaszcz zanim wróciłam do drzwi.

Obróciłam się dookoła kiedy spojrzał na mnie. – Może być, proszę pana?

- Zabawne. – odpowiedział szorstko.– Wyglądasz uroczo, jak zawsze. Chodź.

Jego oczy skrywały rozbawienie, kiedy wziął moją dłoń i prowadził mnie w kierunku jego samochodu,starego białego Mustanga, którego nigdy wcześniej nie widziałam.Kiedy już otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść, mamrocząc pod nosem o niezręczności, wślizgnął się na siedzenie kierowcy.

Silnik wydał niski pomruk kiedy wcisnął pedał gazu, a my ruszyliśmy w Bóg wie jakim kierunku jego samochodem, który zapewne kosztował krocie. Z małym uśmiechem odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć. – Co masz na głowie?Szalik?

- Moje włosy są już długie.

- Wymyślono coś takiego jak fryzjer.To całkiem fajna rzecz.

Zaśmiał się nisko i skręcił w boczną ulicę. – Zadziorna dzisiaj, hm? Na tylnym siedzeniu jest pudełko dla ciebie.

- Jace zaprosił moich rodziców na święto dziękczynienia. – wyjaśniłam, sięgając do tyłu,palcami szukając po ciemku pudełka. – Co byłoby w porządku,gdyby mi o tym powiedział. Teraz mam tylko tydzień na mentalne przygotowanie się na wykłady i zdrowe kopniaki.

- Twoi rodzice przyjeżdżają na święto dziękczynienia?

Zaśmiałam się cicho, kiedy znalazłam pudełko. – Och, tak. I ty tam będziesz. Zapomniałam o tym.Poznanie moich rodziców i te inne fajne rzeczy.

- Nie wiem czy dam radę przyjść,Norah. Mam wtedy pracę. Otwórz pudełko.

- Powiedziałeś że mógłbyś przyjść. Chcę żebyś tam był.

Warknął, skręcając autem w kolejną ulicę, dociskając pedał gazu i nabierając prędkość, kompletnie ignorując znaki o ograniczeniach, które stały z boku drogi. –Wiem. Zobaczę co da się zrobić. Nie mogę tak po prostu brać sobie wolne kiedy chcę.

- Więc kłamałeś?

- Chryste, Norah, otworzysz w końcu to pudełko?

- Nieważne. – rzuciłam. Chwyciłam za wieko pudełka i otworzyłam je, ukazując biały papier. Harry spoglądał na mnie kątem oka z małym uśmieszkiem na ustach.

Po pokazaniu mu języka odchyliłam papier i prawie zemdlałam. Na samym środku leżała torebka Capucines GM od Louisa Vuittona w całej jej czarno skórzanej chwale.

Zaschło mi w ustach i wahając się przejechałam palcami po delikatnym przodzie przez logo LV. –Harry. – powiedziała cicho. – Co to kurwa jest?

- Widziałem jak patrzyłaś na torebkę Perrie i zapytałem o markę. Potem poszedłem do sklepu i jakaś kobieta pomogła mi wybrać torebkę, która mogłaby ci się spodobać . Podoba ci się? Chcesz jakąś inną? Mają też inne kolory. Mogę ci załatwić inny kolor.

- Nie. Jest. Jest perfekcyjna.

Harry uśmiechnął się do mnie. –Więc jest okej?

- Nie. Nie przyjmuję tego, Harry.Kosztuje 5.800 dolarów. Nie wezmę jej.

- Weźmiesz.

- Nie.

- Proszę, Norah. Chcę żebyś ją miała. Chcę ci ją dać.

Gapiłam się na torebkę i próbowałam przetrawić całą tą sytuację. – To dlatego, że nie przychodzisz na święto dziękczynienia? Próbujesz mnie przekupić?Myślisz, że jak kupisz mi, to ci wybaczę?

Auto gładko się zatrzymało na odpowiednim miejscu parkingowym. Harry puścił hamulec i odwrócił się do mnie z zimnym wzrokiem, który od razu mnie uciszył. Wziął głęboki wdech i sięgnął ponad skrzynią biegów przebiegając opuszkami palców po moim udzie.

- Norah. – ostrzegł. – Nigdy bym tego nie zrobił. Sam fakt, że o tym pomyślałaś. – zamknął oczy we frustracji. – Fakt, że o tym pomyślałaś, jest bardzo,bardzo smucący. Kupiłem ci ją, bo chciałem. Chciałem- zrobić coś miłego. Próbuję robić coś miłego.

Drżący oddech opuścił moje usta, kiedy spoglądałam na tego pięknego mężczyznę przede mną. –Kurwa, Harry, przepraszam. Przepraszam. – wyszeptałam, opuszczając wzrok na jego dłonie ozdobione pierścionkami. Po sekundzie wahania podniosłam na niego wzrok. – Przepraszam.

- Dlaczego w ogóle o tym pomyślałaś?– rzucił. – To okropne.

Skrzywiłam się na jego przenikliwy ton. – Nie wiem. Po prostu... nie wiem. Naprawdę, naprawdę kocham tę torebkę. Tylko nie mogę jej przyjąć.

- Dlaczego nie?

- Może dlatego, że jest naprawdę śliczna i droga i nie przyjmę takich rzeczy od ciebie?

Przewrócił oczami i położył ręce z powrotem na kierownicy, wyjechał z parkingu na drogę. – Norah,mogę ci kupić cokolwiek zechce i zamierzam to robić. Proszę.Jesteś moja dziewczyną i chcę to robić dla ciebie.

- Ale ja nie mogę tobie kupować ładnych rzeczy. To nie jest fair.

- Możesz po prostu przyjąć prezent i mnie nie irytować?

Spojrzałam w dół na torebkę. –Myślę, tak, chyba. Muszę?

- Tak.

- Okej. – wymamrotałam. –Dziękuję, Harry. Dziękuję za moją torebkę przez, którą będę prawdopodobnie później w domu płakać i za bycie miłym, kiedy ja oskarżyłam cię o próbę przekupienia mnie. I rozumiem, jeśli nie przyjdziesz na święto dziękczynienia. Nie ma sprawy.

- Dziękuję. – odpowiedział cicho.

Reszta podróży, gdziekolwiek zmierzaliśmy, przebiegła w ciszy, wypełniona muzyką, której słuchał Harry i o dziwo nie było niezręcznie. Mogłam nawet usłyszeć jak nuci do piosenki. Nawet bardziej zaskakujące niż to,że nie było niezręcznie, było to, że nie brzmiał na w połowie złego.

Postanowiłam nie naciskać i dostosować się. Oparłam głowę o zagłówek i obserwowałam światła wielkiego miasta, podczas gdy nucenie Harry'ego wypełniało moje uszy, a jego prawa dłoń spoczywała powyżej mojego kolana i delikatnie stukała o nie palcami.

W końcu zatrzymaliśmy się, a ja próbowałam ukryć moje zaszokowanie. – Lodowisko? Będziemy jeździć na łyżwach?

Głośno zaśmiał się, wyszedł z auta i potruchtał w moją stronę by pomóc mi wysiąść. Chwyciłam jego dłoń i wygramoliłam się z niskiego auta bez przewrócenia się i obicia swojej twarzy, co zaliczam do sukcesu.

Po tym jak mi pomógł, schylił się i sięgnął na tylne siedzenie wyciągając zieloną beanie. – Nie chcę, żebyś się przeziębiła. – wymamrotał naciągając ją na moje nieznośne włosy z uśmiechem. – Wyglądasz uroczo.

Moim pierwszym odruchem, było chwycenie go i pocałowanie, ale Harry był szybszy. Chwycił za tył mojej szyi, przyciągnął mnie do siebie i przycisnął wargi do moich w jasnym świetle zimowej wioski w Bryant Park. Zamruczał cicho ,kiedy się ode mnie odsunął, poprawiając beanie po raz ostatni.

- Gotowa?

- Nie mam koordynacji. – westchnęłam.– To będzie porażka.

- Zobaczymy.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moją twarz, kiedy ciągnął mnie w stronę wejścia z tym cholernym szalikiem przewiązanym dookoła jego głowy i wyrazem chłopięcego podniecenia. Przysunęłam się bliżej jego boku szczęśliwa w jego czapce. – Kim ty w ogóle jesteś?

Jęknął do mnie. – Twoim chłopakiem. Nie bądź irytująca, Norah.

I oto był prezes, ukrywany przez cały wieczór. Ale nawet wtedy mogłam potrząsnąć głową w rozbawieniu i przytulić się odrobinę bardziej do jego boku. Każda oblicze Harry'ego było inne i niespodziewane, a ja zakochiwałam się w każdej. O ile niezmiernie kochałam Harry'ego, który zabiera mnie na lodowisko, to chciałabym poświęcić krótkie wakacje bez niego dla Harry'ego-multimilionera, stojącego na czele ogromnej korporacji

Mogłam mieć tylko nadzieję, że on poświęciłby się dla mnie tak samo.

3 komentarze:

  1. Kocham kocham kocham ... Długo trzeba było czekać ale jest SUPERRRR :**** czekam cierpliwie na next Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) Szkoda że tak długo trzeba czekać :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie podziękowania dla tego wspaniałego człowieka o imieniu Dr. Agbazara, wielki rzucający, który przywraca radość z pomocy w przywróceniu mojego kochanka, który oderwał się ode mnie cztery miesiące temu, ale teraz, z pomocą dr. Agbazara, wielka miłość, rzuca zaklęcia. Dzięki mu. Możesz również poprosić go o pomoc, gdy będziesz go potrzebować w trudnych czasach: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp ( +2348104102662 )

    OdpowiedzUsuń