sobota, 7 marca 2015

Rozdział 40

- Poważnie, Norah, jak długo się spotykaliśmy?

Uśmiechnęłam się, kiedy Liam przedostawał się przez tłum, trzymając mnie za swoimi plecami.– Widocznie zbyt długo.

- Dwa lata. – odpowiedział z jękiem ignorując mój komentarz. – I po dwóch latach, mogę ci zagwarantować, że wiem kiedy płaczesz.

Przewróciłam oczami, przepychając się obok kolejnej pary, aż w końcu przywitała nas masa tańczących, spoconych ciał. Liam przyciągnął mnie do swego znajomego torsu i splótł moje ręce na jego szyi. Po tym zaczęliśmy się ruszać w rytm muzyki na tyle, na ile pozwalała nam na to ograniczona przestrzeń.

Jedyną rzeczą, o której mogłam teraz myśleć było to, jak swojsko czułam się przy Liamie. Począwszy od sposobu w jaki jedna z jego dłoni spoczęła tuż poniżej mojego biodra, skończywszy na tym jak pachniał swym balsamem po goleniu. Wszystko w Liamie było przyjemne.

- Harry idzie w naszą stronę. – wyszeptał do mojego ucha, oddalając przyjemność tymi pięcioma, krótkimi słowami. – Jeśli mnie uderzy, podam cię do sądu.

Z nerwów przybliżyłam się delikatnie do Liama, mając nadzieję, że trochę jego wesołej aury przejdzie na mnie. – Pozwij jego. Dostaniesz więcej pieniędzy.

- Racja. Powiedziałaś już mu, że mam dziewczynę?

- Nie i ty też mu nie powiesz. – wysyczałam. – Jak blisko nas jest?

Głos, który odpowiedział nie był mocnym, entuzjastycznym głosem Liama. Zamiast tego otrzymałam cedzący słowa baryton Harry’ego i jego mocne dłonie oplatające moją talię, które przyciągnęły mnie powrotem w jego wściekłego ciała.

- Zatańczę z Norah. – oświadczył. Praktycznie mogłam poczuć jak promieniuje od niego złość, prawdopodobnie rytmicznie zaciskał szczękę i gapił się na Liama jakby był demonem, a nie wielkim szczeniaczkiem. – Norah?

Puls szumiał mi w uszach. Odwróciłam się by znaleźć go patrzącego na mnie zamiast na Liama. Harry stał nade mną z grymasem niezadowolenia na jego pięknej twarzy i dłońmi wsuniętymi w kieszenie jego jeansów. – Wróć do baru i napij się ze mną. – rozkazał nisko. – Przy stole. Ze mną.

Zrobiłam najbardziej nieposłuszną minę na jaką mogłam się zdobyć pod jego wzrokiem. – Nie trzeba. Dzięki, że o mnie pomyślałeś.

- Norah.

Cofnęłam się do tyłu i poczułam, że moje plecy dotykają ręki Liama, kiedy potrząsałam głową. – Będę tańczyć z Liamem.

Patrzył na mnie zimnym wzrokiem, sięgnął do przodu i przez sekundę myślałam, że chce mnie porwać i tańczyć ze mną jak chciałam, ale zamiast tego przejechał czubkami palców po moim ramieniu i zastygł. Następnie odwrócił cię na pięcie i odszedł.

Poczułam ukłucie złości, następnie rozczarowania, a zaraz potem przykrości. Odwróciłam się powrotem do Liama i pociągnęłam za kołnierz jego skórzanej kurtki, przyciągając go w moją stronę i praktycznie zmuszając go do tańca ze mną. – Więc… - rozmyślał. – Zgaduję, że nie poszło najlepiej.

Opuściłam głowę na jego pierś z jękiem. – Pierdol się, Li. Jest po prostu taki frustrujący. Czy naprawdę jest tak trudno ze mną zatańczyć?

- Zważając na to, że cały czas depczesz mi  po stopach, to trochę tak.

Głośny śmiech wydostał się z moich ust, a po chwili znów tańczyliśmy. Liam podskakiwał obok mnie z jedną ręką w górze, bezwstydnie wykonując te okropne kroki taneczne, które pamiętam jeszcze z college’u. Zaczął dźgać mnie w boki i jak zwykle próbował wywołać u mnie uśmiech.

Ale ledwo potrafiłam się na nim skupić, bo moje oczy nie przestawały wymykać się, by spojrzeć na Pana Wysokiego, Ciemnego i Przystojnego, opartego o ścianę z drinkiem w dłoni. Każdy błysk niebieskiego i czerwonego światła oświetlał jego zielone oczy, przypatrujące się mi z drugiego końca pomieszczenia. Jego knykcie pobielały od ściskania stolika.

Nie pomagało to, że luźna koszula, którą prawdopodobnie miał wcześniej w pracy, miała teraz odpięte kilka górnych guzików, przez co obnażone zostały jego tatuaże ptaków. Te cholerne tatuaże omamiały mnie za każdym razem. Praktycznie błagały o to, bym przejechała po mich moimi palcami. Lub ustami.

Przeklęłam pod nosem i odwróciłam się powrotem do Liama. – Jest taki frustrujący. – wysyczałam, kiedy zarzuciłam ręce wokół jego szyi. – Kto dał mu prawo do siedzenia tutaj i wyglądania tak cholernie perfekcyjnie, kiedy jestem na niego wkurwiona?

 Liam zaśmiał się. – Cóż, szczerze mówiąc, on też wygląda na całkiem wkurzonego.

Wzruszyłam ramionami i próbowałam zignorować uczucie wypalania mi dziury w plecach od spojrzenia Harry’ego. Nie wychodziło mi to zbyt dobrze, dopóki Louis nie przecisnął się przez tłum i nie wylądował na mnie z drinkiem w dłoni i pijanym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Norah. – powiedział niewyraźnie. – Wyglądasz jakbyś desperacko potrzebowała się napić.

- Bo potrzebuję.

Niebieskooki chłopak chwycił moją twarz w dłonie. – Więc się upijmy. Tak bardzo, bardzo się upijmy.

Nie potrzebowałam długiego namawiania, patrząc na to, że Harry kipił ze złości stojąc na swoim miejscu. Trzy minuty później Louis i ja siedzieliśmy przy barze i piliśmy trzeciego z kolei shota. Wraz z wybuchem śmiechu opuściłam głowę na jego ramię. – Może to nie był nasz najlepszy pomysł.

- Może i nie. Ale Jace jest taki nudny. – powiedział niewyraźnie. – Jestem na niego zły albo coś. I ty też jesteś zła na swojego chłopaka. Jeszcze jednego shota?

- Jeszcze jeden. – zgodziłam się nie kłopocząc się nawet poprawianiem go w sprawie chłopaków. Połknęliśmy kolejną dawkę alkoholu i trzasnęliśmy pustymi kieliszkami o ladę, zanim podzieliliśmy się pijanymi uśmiechami, które same przez siebie odczytywać można było jako te z serii „jestem kompletnie pijany.”

Chichocząc objął moją rękę i zaczął mnie prowadzić w stronę Liama który teraz robił robota, albo jakiś inny pożal się Boże ruch taneczny. Mieliśmy właśnie przedzierać się przez tłum, kiedy wielka dłoń chwyciła mnie w talii dokładnie powyżej ręki Louisa.

- Louis. – wydyszałam, kiedy dłoń, którą natychmiast zidentyfikowałam jako Harry’ego przez te wszystkie pierścionki i otaczający go zapach, chwyciła mnie trochę mocniej. – Zostałam złapana!

Chłopak Jace pokręcił na mnie swoimi oczami. – Zdrajca. – krzyknęłam. – Nie możesz mnie tu tak zostawić! – Odszedł ode mnie jakbym nic nie powiedziała, przedzierając się przez tłum i zostawiając mnie z Panem Wysokim, Ciemnym i Przystojnym.

- Norah. – powiedział kiedy się odwróciłam. – Tańcz tylko z Louisem i Jace.

- Albo ty możesz zatańczyć ze mną.

Jego oczy przez sekundę zatrzymały się na moich ustach. – Nie chcę tańczyć.

Alkohol mnie ośmielił. Sięgnęłam przez siebie i przebiegłam czubkami moich palców po jego mocno zarysowanej szczęce. Harry obdarował na mnie pustym spojrzeniem dopóki moje palce nie dosięgły jego ust, wtedy jego oczy powoli łagodniały, a ramiona się rozluźniały. – Albo. – powtórzyłam. – Możesz zatańczyć ze mną. Ponieważ jestem twoja, a ty mój i chcę z tobą zatańczyć.

Niepewność przemknęła przez jego twarz, a już sekundę później zniknęła. – Nie. Nie tańcz z Liamem. – odwróciłam się z jękiem, zastanawiając się czy naprawdę się wahał, czy to tylko sposób w jaki niebieskie światło oświetliło jego twarz.

Kroczyłam w stronę Jace i Louisa, czując się o dziwo dobrze po wypiciu mnóstwa drinków i shotów. Bycie obok wkurzonego Harry’ego jakoś zawsze mnie otrzeźwiało. – Chłopaki! – jęknęłam kiedy do nich podeszłam. – Nie możecie tańczyć beze mnie!

Liam wydał głośny śmiech. – Więc się pospiesz!

Zachichotałam na jego okropne ruchy, zarzuciłam ręce na jego szyję i zaczęłam się ruszać, zbyt wściekła, by przejmować się tym, że Harry wciąż się na nas patrzy z boku. Zaczęliśmy tańczyć najlepiej jak tylko potrafiliśmy zważając na to jak bardzo pijani byliśmy. Bardziej polegało to na jego potykaniu się i moim łapaniu go, ale działało.

- Obróć się, Norah. – Zaśmiał się robiąc ruch ręką. – Zrób to!

Śmiałam się, kiedy okręcałam się pod jego palcem. – Zrobiłam. – oświadczyłam. – Teraz ty się obróć.

Liam obdarzył mnie jednym ze swoich firmowych uśmiechów. – Jestem zbyt pijany. Z pewnością bym upadł.

- Jakbyś już tego nie zrobił.

Kolejny raz zaśmiał się głośno i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, gdy zmieniła się piosenka. Potykaliśmy się na inne pijane pary wokół nas i próbowaliśmy poruszać się w rytmie, ale chwilę później po raz kolejny się potknął.

- Ty. – uśmiechnęłam się łapiąc go. – jesteś kompletnie nietrzeźwy.

Jęknął i opuścił głowę na moje ramię. – Sophia mnie zabije, jeśli tylko wcześniej nie umrę.

- Cóż, najwyraźniej tak czy siak umrzesz. – odpowiedziałam.

Wtedy poczułam rękę Harry’ego ciągnąca mnie w tył za łokieć. Potknęłam się lekko, podczas kiedy pchał mnie przez tłum z oschłym wyrazem twarzy.

- Puść! – jęknęłam, gdy przeciągnął mnie obok kolejnej pijanej pary. – Tańczę z Liamem.

- Nie, nie tańczysz. Wychodzimy.

W złości wyrwałam rękę z jego uścisku. – Nie. Zostaję. I będę tańczyć z ludźmi, bo ty nie chcesz zatańczyć ze mną. Więc nie masz absolutnie żadnego prawa mnie powstrzymywać.

- Norah. – ostrzegł mnie przebiegając jedną ręką przez jego zmierzwione, brązowe włosy. – Nie tutaj.

Gorzki śmiech wykradł się z moich ust, kiedy patrzyłam na niego. Jest tak cholernie idealny i równocześnie tak okropnie denerwujący, że mój lekko nietrzeźwy umysł ledwo mógł to przetrawić. Więc elokwentnie przeklęłam. – Pierdol się, Harry.

Aura wokół nas zmieniła się w sekundzie. Odwrócił się i bez żadnego słowa wyszedł z klubu. Jego dłonie spoczywały po bokach jego ciała, a ramiona były napięte. Ludzie praktycznie zeskakiwali mu z drogi, kiedy się między nimi przeciskał, a jeśli tego nie robili, sam ich przesuwał.

Przeklęłam pod nosem i pobiegłam za jego szczupłą sylwetką. – Harry, czekaj! – Przeszedł przez drzwi do zimnego nowojorskiego powietrza i kontynuował chód. – Harry!

Młody prezes odwrócił się z zabójczym spojrzeniem. – Co? Czego mogłabyś chcieć?

- Ja tylko… ty… ty nie możesz tak po prostu odejść. – jąkałam się. – Nie możesz po prostu tak sobie pójść!

- Och, ale ty możesz tańczyć za każdym facetem, który jest w tym klubie? Tak to działa? – warknął, przybliżając się do mnie, aż mogłam zobaczyć źrenice jego zielonych oczu. – Nie tańcz z kim ci się podoba, wtedy nie będziesz musiała się spodziewać tego, że odejdę.

Moja dolna warga zaczęła drżeć i nagle znalazłam się w jego ramionach pociągając nosem. Harry zahaczył dłonie o szlufki na pasek i kreślił wzory na moich biodrach, podczas gdy ja próbowałam uspokoić mój nieregularny oddech. Zajęło mi minutę by zrozumieć co się dzieje i odepchnąć się od jego ramion.

- Przestań! – pociągnęłam nosem, wycierając maskarę, by się upewnić, że nie mam jej po oczami. – Przestań w tej chwili.

- Dlaczego płaczesz?

Tupnęłam nogą w złości na mężczyznę stojącego przede mną. – Bo jesteś taki humorzasty. Krzyczysz na mnie, a chwilę potem przytulasz!

- Krzyczałem bo mnie zdenerwowałaś. A potem zaczęłaś płakać, więc cię przytuliłem.

- Cóż, nie powinieneś tego robić, bo to miesza mi w głowie. – odpyskowałam.

- Cóż, ty nie powinnaś tańczyć z każdym kolesiem, który chociaż spojrzy w twoją stroną. – syknął.

Przypadkowi ludzie przechodzili obok ulicami Nowego Jorku, obdarowując nas zdziwionymi spojrzeniami, prawdopodobnie zastanawiając się dlaczego ten anioł w koszuli krzyczał na tego śmiertelnika z kędzierzawymi włosami i bluzką poplamioną ginem z tonikiem. Szybko odwrócili wzrok, kiedy Harry posłał im zabójcze spojrzenie.

Popatrzyłam na niego spode łba. – Więc powinieneś wtedy ze mną zatańczyć, jeśli zamierzasz być zazdrosny i denerwować się z każdego powodu, to powinieneś po prostu ze mną natańczyć.

- Nie chciałem tańczyć.

- O mój Boże. – ukryłam twarz w dłoniach w irytacji. – Jesteś taki uparty i denerwujący, i po prostu… jesteś zawsze taki spokojny kiedy chcę na ciebie krzyczeć. I myślisz, że możesz kontrolować wszystko.

- Ja tylko…

Mój gorzki śmiech przerwał mu w połowie zdania. – Ty tylko? Tylko co? Chcesz wrzeszczeć na mnie, a potem się ze mną pieprzyć? Cóż, gratulacje, bo i tak to robisz. Zmieniasz nastrój w mgnieniu pierdolonego oka, a ja za tym nie nadążam.

Harry chwycił swoją górną wargę między kciuk i palec wskazujący, i wgapiał się we mnie z rozpaczą wymalowana na twarzy. Ja gapiłam się w mniej niż interesujący żwir i w ciężkiej ciszy próbowałam walczyć z łzami, które szybko zbierały się w moich oczach.

- Jestem wstrętny. – zaczął niskim i szorstkim głosem. – Więc dlaczego po prostu nie odpuścić? Dlaczego po prostu nie odpuścisz, Norah?

Było tak wiele rzeczy, które chciałam mu w tej chwili wykrzyczeć. Chciałam mu wykrzyczeć o tym jak to jest, bo czasami ma takie spojrzenie, które rozświetla całą jego twarz i zmienia go w dziecko w Boże Narodzenie albo jego zaspany głos rano, albo to, że sprawia, że czuję się przy nim taka bezpieczna.

Zamiast tego pociągnęłam za moje włosy i krzyknęłam. – Bo cię kocham!

Harry zamarł w miejscu. Wyglądało to jakby wszystkie nerwy w jego ciele wysiadły, tak jak filtr w moich ustach. Nie byłam pewna kto był bardziej zaskoczony tym co właśnie wyszło z moich ust. Wystarczyło zaciśnięcie się jego szczęki, by zaciągnąć mnie z powrotem do rzeczywistości.

- Co? – zaśmiałam się maniakalnie, co brzmiało prawie jak szloch. – Czy to właśnie chciałeś usłyszeć? Że jestem żałośnie i rozpaczliwie w tobie zakochana, a ty nawet nie nazwiesz mnie swoją pierdoloną dziewczyną?

Powoli wypuścił powietrze. – Norah…

- Jeśli zamierzasz mi powiedzieć, że nie jesteśmy w związku, to proszę nie rób tego.

- Możemy po prostu wrócić do mojego mieszkania i porozmawiać?

- Nawet kurwa tego nie rób! Nawet nie zaczynaj. Już wcześniej powiedziałeś, że spróbujesz. – Prawie zaśmiałam się na tą myśl. – Ostatnim razem powiedziałeś, że możesz spróbować i wysłałeś mi kwiaty. Kwiaty, bo o to poprosiłam. Jakąś tonę kwiatów. Moja pierdolona kuchnia nadal pachnie jak głupie róże.

Zdławiony szloch wydostał się z moich ust i wtedy sięgnął przed siebie i przejechał swoim kciukiem po moim policzku wycierając łzy spływające po mojej twarzy, których nawet nie zauważyłam. Zmarszczył brwi, kiedy patrzył na mnie szeroko otwartymi, zatroskanymi, zielonymi oczami.

- Było zbyt wiele kwiatów. – wyszeptałam, gdy ścierał kolejną łzę. – Było tak wiele kwiatów, Harry.

- Ja…

Delikatnie odepchnęłam jego dłonie. – Proszę przestań. Proszę przestań w tej chwili. Bolą mnie stopy i nawet nie jestem już pijana, i jestem tak beznadziejnie w tobie zakochana. Więc proszę, Harry.

Kończąc tym odwróciłam się i zaczęłam iść powrotem w stronę klubu, gotowa by znaleźć Louisa, Jace i Liama i wynosić się stąd. Nawet nie kłopotał się, by zatrzymać mnie dopóki nie znalazłam się prawie przy wejściu do klubu.

- Norah! – krzyknął. Odwróciłam się, by znaleźć go ciągnącego końcówki jego włosów tak mocno, że miałam wrażenie, że w końcu wypadną. – Norah!

Odwróciłam się ponownie. – Czego?!

Młody prezes wyglądał jakby nie spodziewał się, że mu odpowiem. Ułożył usta by coś powiedzieć, ale sekundę później zamknął je. Patrzyłam na niego bezsilnie chcąc, aby powiedział coś, co powstrzymałoby mnie od odejścia. Zamiast tego przeniósł ciężar ciała z prawej na lewą nogę.

Wielki ochroniarz obok mnie zakaszlał wyrywając mnie z niekończącej się wymiany zimnych spojrzeń z Harrym. – Panienko, wchodzisz, czy wychodzisz?

- Pan tak na poważnie? – rzuciłam z zapłakaną twarzą. – Nie widzi pan, że jestem w środku zrywania z moim chło.. kurwa… nawet się nie umawialiśmy! Nigdy nawet się kurwa nie umawialiśmy!

Oko grubego mężczyzny drgnęło. – Więc wchodzi panienka?

- Wie pan, myślę, że to technicznie nawet nie było zerwanie. – kaszlnęłam. – To znaczy, serio, jeśli nigdy nie byliśmy razem, więc to nie jest ważnie.  Nieważne jest to, że go kocham, bo wie pan. To tylko szczegół i tak dalej.

- Uhm, mam wezwać panience taksówkę?

Spojrzałam na niego spode łba. – Moja kuchnia nadal pachnie kwiatami. Harry Styles może się pierdolić. Może mi pan kupić Febreze*. O cynamonowym zapachu. Wychodzi tylko na Boże Narodzenie. – Postukałam się po brodzie, a oko mężczyzny po raz kolejny drgnęło. – Tak, ten zapach. Nienawidzę Harry’ego Stylesa.

Kończąc na tym, wróciłam do głośnego klubu, zostawiając bardzo zakłopotanego i bardzo zirytowanego bramkarza. Światła zdawały się prawie mnie oślepiać, kiedy przeciskałam się przez chmarę ludzi. Było zbyt głośno i zbyt gorąco, było tego wszystkiego po prostu za dużo. Było za dużo tego i za dużo Harry’ego Stylesa.

Kiedy w końcu znalazłam Jace, natychmiast zrzuciłam sie w jego ramiona. Trzymał mnie mocno przez sekundę zanim odepchnął mnie i popatrzył na moją twarz, gdzie mógł zauważyć rozmazaną na policzkach maskarę i opuchnięte usta. I nastał jeden z niewielu momentów odkąd go znam, kiedy zachował kompletną ciszę.

- Potrzebujemy Febreze. – pociągnęłam nosem. – Cynamonowy. Przez, uh, no wiesz, kwiaty. Nasza kuchnia nadal pachnie jak kwiaty.

* odświeżacz powietrza

4 komentarze:

  1. OMG!!! Brak mi słów... Ten rozdział jest taki perfekcyjny... No poprostu się w nim zakochałam *__* Cudowny serio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!!! Brak mi słów... Ten rozdział jest taki perfekcyjny... No poprostu się w nim zakochałam *__* Cudowny serio :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity, nieziemski! Naprawdę brak słów. Nie mogę się doczekać nn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny :) Cieszę się, że dodałaś!

    OdpowiedzUsuń