piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 39

Harry’s POV

Norah nie odpowiedziała na mój pierwszy telefon. Oraz drugi. A także trzeci.

Do pierwszej po południu, chodziłem w tę i z powrotem wzdłuż ogromnych okien w moim apartamencie z telefonem w dłoni, odbierając telefony z pracy, kiedy musiałem, a resztę czasu spędziłem na próbach kontrolowania mojego gniewu, który mógłby być opisany jako zrozumiały.

Pani Jennifer przyszła koło drugiej z wielkim uśmiechem na twarzy, takim, który zwykle towarzyszył jej w sobotę. - Witam, panie Styles. Jak się masz?

- Dobrze. - warknąłem.

- Nie bądź taki niegrzeczny. - skarciła mnie, dreptając do mnie z miłym wyrazem twarzy. - Co w ciebie ostatnio wstąpiło? Nie zjadłeś większości ze swoich kolacji.

Zmarszczyłem brwi, zwodząc ją, kiedy siwowłosa kobieta stała przede mną przyglądając mi się z takim przejęciem, że ledwo oparłem się pokusie, aby ją stamtąd wyrzucić. W jej oczach krył się ten sam wyraz, jaki miała w oczach Norah, kiedy wychodziłem z meczu futbolowego, a ona poprawiała moje włosy.

- Sprawy z fuzją nie idą tak dobrze, jak miałem nadzieję. - odpowiedziałem. To była prawda; inna firma nie zgodziła się na moje warunki tak szybko, jak planowałem. Ale tak naprawdę chodziło o to, że Norah bezczelnie ignorowała moje telefony.

- A to dlaczego, kochanie?

Rzuciłem jej gniewne spojrzenie, słysząc jej pieszczotliwy pseudonim. - Ponieważ oni są idiotami. Tak czy owak, ich firma chyli się ku upadkowi. Równie dobrze mogliby pójść na dno z chociaż odrobiną godności.

- Więc dlaczego stoisz tutaj z telefonem w dłoni, deptając w tę i z powrotem i nie wrzeszczysz na nich, co?

- Ponieważ nawrzeszczałem na nich wczoraj. - prychnąłem, szybko cmokając jej policzek, zanim żwawo wyszedłem z pokoju i pomknąłem korytarzem, chcąc uniknąć dalszych pytań. Mój gabinet powitał mnie widokiem za oknami, które były rozciągały się od podłogi po sam sufit, stosem dokumentów, które już dawno powinienem był posortować i szydzącą ze mnie marynarką, którą Norah zostawiła tu kilka dni wcześniej.

Niezadowolony usiadłem w skórzanym fotelu i zacząłem przeglądać papiery. Inwestycje, polisy i negocjacje były jedynymi rzeczami, jakie wypełniały mój umysł przez co najmniej kolejne trzy godziny, zanim pani Jennifer cicho zapukała do moich drzwi. Wtedy moje myśli zaprzątnęła Norah i właśnie tego, tak bardzo starałem się uniknąć.

- Wejść. - warknąłem. Kobieta pojawiła się w środku z talerzem pełnym jedzenia w dłoniach. - Możesz po prostu położyć to na moim biurku. Dziękuję.

Gosposia ostrożnie postawiła talerz, a ja natychmiast dostrzegłem, że były na nim prażone orzeszki ziemne z masłem i dżemem, które robiła zawsze, kiedy byłem zestresowany, zanim z uśmiechem opuściła pokój.

- Zadzwoń do niej. - rzuciła przez ramię.

Moje serce waliło tak mocno, iż niemal byłem pewien, że kobieta mogła je usłyszeć. - I tak nie odbierze.

- Więc tak po prostu się poddasz? To bardzo nie w twoim stylu, panie Styles.

Po tych słowach wyszła, a ja nawet nie trudziłem się pytaniem, jak się tego domyśliła, ponieważ pani Jennifer zawsze przychodzi do mnie i mówi gówna jak to, jakbym sam siebie nie znał. Ostatnim razem, wparowała do mojego biura po tym, jak Norah wyszła, wskazała na mnie palcem i zrzuciła oskarżającym tonem: „Zależy ci na niej, panie Styles.

Gwałtownie temu zaprzeczałem do momentu, aż nie wywaliłem jej za drzwi, aby dalej nie musieć słuchać jej paplaniny. Trzy dni później wysłałem  Norah kwiaty, obiecując, że spróbuję, a potem musiałem ignorować irytujące spojrzenie mojej gosposi w stylu „a nie mówiłam?”.

Zirytowany po raz kolejny wybrałem numer Norah, a ta po raz kolejny nie odebrała. Gdy tylko odezwała się jej poczta, natychmiast się rozłączyłem i przewinąłem listę kontaktów, aby znaleźć numer Jace.

Wybrałem go i już po kilku sygnałach po drugiej stronie rozbrzmiał wesoły głos. - Telefon Jace Parkera.

- Louis? Muszę porozmawiać z Norah.

Usłyszałem zadławiony dźwięk, po którym nastąpiły przepychanki i odgłos zakrywanej słuchawki. Po minucie niecierpliwego czekania, jego głos rozbrzmiał w telefonie po raz kolejny. – Pewnie, Harry, sekunda. Właśnie wyszła spod prysznica.

To wystarczyło, aby moje usta wykrzywiły się w zirytowaniu. Norah odezwała się cicho i niepewnie. – Halo?

- Norah, dlaczego do diabła nie odbierasz telefonu? – warknąłem, ignorując uczucie ulgi  i przyspieszenie mojego pulsu, kiedy tylko usłyszałem jej głos.

Odetchnęła delikatnie. – Byłam zajęta. Co tam?

W tym momencie uświadomiłem sobie, że nie mam absolutnie żadnego logicznego powodu, by do niej dzwonić, szczególne po tym, kiedy odeszła od auta, a ja obserwowałem ją jak odchodzi bez słowa. Spędziłem jazdę do domu rysując N + H na oknie, przeklinając siebie.

Ścisnąłem czubek mojego nosa na tę myśl. – O której idziemy do klubu?

- Och. Nie musisz przychodzić. Nie martw się o to.

- Norah-

- Harry, proszę po prostu nie zawracaj sobie tym głowy. Jestem pewna, że masz do zrobienia coś ważniejszego, prawda?

Moje palce zacisnęły się na skraju mahoniowego biurka. Głos Norah był niezdecydowany i chrapliwy, jakby którekolwiek z jej słów miałoby mnie załamać.

- Tak. – westchnąłem. – Mam. Zjemy jutro razem obiad?

- Pewnie. – wymamrotała.

Po raz pierwszy odkąd znam Norah, rozłączyła się nie czekając na moją odpowiedź. W fali gniewu rzuciłem telefonem przez pomieszczenie i obserwowałem jak uderza w ścianę i rozpada się w małe, srebrne kawałeczki na drogim dywanie, gdzie cicho brzęknął i się wyłączył.

Pani Jennifer przybiegła kilka minut później z wyrazem troski na twarzy. Zimno wskazałem na stos szkła na podłodze i patrzałem jak jej wyraz zmienia się z troski w gniew i powrotem w troskę.

- To jest czwarty raz. – powiedziała delikatnie, odwracając się do mnie z jedną ręką na jej szerokim biodrze. – To jest czwarty telefon w idealnym stanie, który zepsułeś.

- Kupię kolejny.

Spojrzała na szczątki telefonu. – Dlaczego to zrobiłeś?

- Norah nie chce iść ze mną dziś wieczorem do klubu. – powiedziałem gorzko. – Powiedziała, że mam się tym nie przejmować, bo prawdopodobnie mam wiele ważniejszych rzeczy do zrobienia.

- Ciekawe dlaczego. – pani Jennifer odpowiedziała szorstko. – Teraz na poważnie, kochaniutki, pozbieraj to szkło, żebym nie musiała tego robić. Nie zamierzam siedzieć tutaj i oglądać jaki jesteś humorzasty przez cały weekend, więc lepiej idź do tego klubu dobrowolnie lub sama cię tam zaprowadzę.

Moje usta zacisnęły się w cienką  linię. – Pójdę.

- Dobrze, a teraz spróbuj nie być taki niemiły chociaż raz w swoim życiu. Mam nadzieję, że zachowujesz się zupełnie inaczej w stosunku do dziewczyny, w której jesteś zakochany.

- Nie jestem „zakochany” – wypluwałem słowa z jadem. – w Norah.

Uśmiechnęła się lekko. – Panie Styles, to jest takie oczywiste, że dziwię się, że ona jeszcze tego nie zauważyła.

Ton głosu Norah nie zmienił się, kiedy powiedziałem jej, że jednak przychodzę. Pozostał dokładnie taki sam jak za każdym razem kiedy mówiłem do niej dzisiaj: monotonny, niezdecydowany i chrapliwy, jakby dopiero co się obudziła. Omówiliśmy szczegóły zanim kolejna rozmowa telefoniczna zakończyła się niezręcznym kliknięciem.

Po zrobieniu kolejnej części pracy papierkowej i dwóch boleśnie irytujących konferencjach telefonicznych, nałożyłem na siebie czystą parę jeansów i koszulę, a następnie pospieszyłem na dół, by zaczekać na samochód. Podróż do Norah wydawała się trwać dużo dłużej, niż normalnie, więc kiedy już dotarliśmy na miejsce moje nogi zaczęły podrygiwać w niepokoju.

Przeskakiwałem po dwa schody i pozwoliłem sobie wejść do mieszkania, przywitany przez donośny śmiech Jace i dziewczęce piski Norah. Spowodowało to u mnie mały uśmiech, który momentalnie zrzedł, kiedy wszedłem do salonu.

- No weź, Rah. – namawiał Liam, podchodząc do niej. – Przysięgam, że tym razem cię nie upuszczę!

Norah opierała się o ścianę; jej niesforne loki były spięte na czubku głowy, a ramiona skrzyżowane w geście buntu. Wyglądała tak idealnie nawet o tym nie wiedząc. Wzięła wdech i wydech. – Powiedziałeś to ostatnim razem, Li!

Zarzucił głową do tyłu i zaśmiał się. – Miałem na myśli ten raz.

- To jest popieprzone. – wytknęła obracając się do chłopaków opierając ręce na tapczanie z udawanym grymasem, zanim pobiegła i z piskiem skoczyła w ramiona Liama.

Obserwowałem to stojąc przy futrynie, kompletnie zmrożony ze wściekłości, kiedy złapał ją za talię i desperacko próbował podnieść, co skończyło się niepowodzeniem w efekcie czego puścił ją i  wybuchnął śmiechem. Jej stopy lekko uderzyły o ziemię i niezdarnie jak zawsze potknęła się prosto w jego ramiona jak w jakimś pierdolonym filmie.

Liam złapał ją z zanim posłał Jace zawadiacki uśmieszek. – Może nie nadajemy się do „Dirty Dancing”, ale jestem pewny, że wy dwoje też nie potraficie tego zrobić.

Jace wybuchł śmiechem, a Louis powiedział – Och, hej, Harry!

W tej chwili wszyscy odwrócili się w moim kierunku, dopiero wówczas zauważając, że stoję w drzwiach i przywitali mnie delikatnymi machnięciami. Wszyscy oprócz Norah natychmiast się spięła, gdy tylko na mnie spojrzała. Jej usta wykrzywiły się w małym uśmiechu, kiedy poprawiała swoją koszulkę, a następnie opuściła wzrok na podłogę.

Chwilę później już byłem przy niej. – Co to kurwa miało być?

- Próbowaliśmy wykonać kroki z „Dirty Dancing” – wyjaśniła cicho. – Nie wariuj dzisiaj, bo naprawdę nie mam humoru.

- Położył na tobie ręce.

Pokręciła głową i odwróciła się, zostawiając mnie gapiącego się na nią z otwartymi ustami, zanim poszedłem w jej ślady. Jace przywitał mnie małym uśmiechem, Louis żółwikiem, a Liam niezręczną wymianą uścisków dłoni.

- Norah powiedziała, że nie przyjdziesz. – stwierdził Louis.

Wzruszyłem ramionami i ślepo szukałem jej talii, albo dłoni, albo jakiejkolwiek części jej ciała, którą mógłbym dotknąć, by przybliżyć ją do siebie. – Zmieniłem zdanie.

Moje palce znalazły jej talię kilka sekund później, więc przyciągnąłem ją do mojej piersi, próbując uchwycić jej przyjemny oddech na mojej szyi, którym zawsze mnie obdarzała. Norah miała na sobie jakąś skórzaną koszulkę z cholernymi wycięciami na plechach, które zauważyłem , gdy moje palce dotknęły jej odkrytej skóry.

- Powinnaś się przebrać. – wymamrotałem w jej włosy.

- Lubię tą koszulkę. – odszeptała. – Nawet nie odsłania za wiele, więc wyluzuj, okej?

- Norah.

Mogłem poczuć jak wyrywa się z mojego uścisku. – Harry.

Wtedy odwróciła się ode mnie, a jedyną formą kontaktu pozostały nasze splecione palce. Coś było z nią nie tak; nawet nie reagowała na mój dotyk w sposób, który lubiłem, ciągle przygryzała swe cholerne usta, i unikała kontaktu wzrokowego bardziej niż normalnie.

Zupełnie nie obchodziła mnie konwersacja, kiedy usiedliśmy w salonie. Zamiast tego, byłem skupiony na tym, jak Norah przytula się do mojego ramienia i ściska delikatnie moją dłoń, ale nawet na mnie nie spogląda.

Trzydzieści minut później, kiedy wszyscy zdecydowali, że są gotowi, chwyciłem ją w talii i przyciągnąłem do mojego boku, by zaprowadzić ją do auta. – Co się stało?

Delikatnie westchnęła. – Jestem po prostu zmęczona. Nie mogłam spać w nocy.

-Dlaczego? Jesteś chora?

- Tak. – wymamrotała. – Myślę, że się przeziębiłam, albo mam jakąś świńską grypę.

Jej głos był trochę wyższy niż zazwyczaj, zdradzając, że kłamie. Ale zanim mogłem jej coś powiedzieć, wchodziliśmy do ciasnej taksówki, którą zamówili, cisnęliśmy się jeden na drugiego, próbując się zmieścić na tylnym siedzeniu, które było zbyt wąskie.

Posadziłem delikatnie Norah na moich kolanach, pozwalając jej włosom łaskotać moją szyję, kiedy oparła się o mnie z uśmiechem. Pachniała jak zwykle wanilią, perfumami Chanel no. 5 i truskawkowym mydłem. – Miałaś udany dzień?

- Tak. Hej, Li. – zawołała, pochylając się nad kolanami Louisa, by porozmawiać z innym chłopakiem. – Li, możesz dać mi mój telefon?

Brązowooki chłopak podał jej srebrnego iPhona. – Tylko nie zapomnij oddać mi go, kiedy dojedziemy na miejsce. Bo wszyscy dobrze wiemy, że go zgubisz, Rah.

Norah przytaknęła i ułożyła się znów na moich kolanach stukając w telefon, zupełnie ignorując spojrzenie jakie próbowałem jej rzucić. Popatrzyła na mnie tylko wtedy, kiedy zacząłem stukać w jej kolano. – Co?

- Ja mogę przechować dla ciebie twój telefon. – oburzyłem się. – I przestań się kręcić.

Natychmiast zamarła na moich kolanach. – Ta, jasne. Może być.

Reszta niewygodnej jazdy samochodem Norah spędziła na cichych westchnieniach i zacieśnianiu jej uścisku na mojej dłoni za każdym razem, kiedy całowałem jej ramię, a szczególnie dwie małe plamki dokładnie pod samymi obojczykami.

-Moja. – wyszeptałem, kiedy dojechaliśmy i nie zadziwiło mnie, że wyszło to  bardziej jako pytanie.

Przycisnęła zimny czubek jej nosa do mojej szyi, posyłając dreszcze w dół mojego kręgosłupa. – Tak. Twoja, i tak dalej.

- I tak dalej? – zamarłem.

- Nieważne. – Norah powiedziała wzruszając ramionami. – Będziesz trzymał mój telefon, czy mogę dać go Li?

Moje palce mimowolnie zacisnęły się na jej talii. – Możesz go nazywać Liam. To jest jego imię, prawda?

- Tak, ale Li to jego przezwisko. – westchnęła. – Nieważne.

Otworzyła drzwi auta i wyszła, ściągając nieco w dół swoją koszulkę, odsłaniając w ten sposób swą nagą skórę i sięgnęła po ramię Liama, wołając jednocześnie jego imię. Jęknąłem i szybko przyspieszyłem kroku, by ją dogonić.

Uśmiechnęła się do mnie, zanim odwróciła się powrotem do swego byłego chłopaka. – Harry będzie trzymał mój telefon. Chcesz drinka, którego zawsze zamawiamy? Wiesz, ten różowy, z którego się śmiałam, gdy go zamówiłeś?

- Cosmo? – zaśmiał się i spojrzał na nią, jakby była pierdolonym promieniem słońca i tylko fakt, że jej mała dłoń obejmowała mnie, powstrzymywał mnie od uderzenia go w twarz.

 - Tak, ten!

Stanęliśmy w kolejce: Jace i Louis z przodu, a za nimi Norah, Liam i ja. Muzyka z klubu była już słyszalna przez ściany i niestety był to jeden z klubów, których nie byłem właścicielem, więc nie mogłem im powiedzieć, żeby ją ściszyli.

- Idziesz? – Norah zachichotała, ciągnąc mnie za rękę. Odpowiedziałem jej skinieniem głowy i pocałowałem ją tak, jak tego pragnąłem przez całą noc, bo jej włosy były spięte w kucyk, czyli tak jak uwielbiałem.

- Chodźmy. – wymamrotałem w jej usta, próbując zignorować fakt, że ma nadal na sobie bluzkę odkrywającą jej plecy. Moje serce biło trochę zbyt szybko i to nie było podniecenie spowodowane imprezą.

Powodem była ta nieco niezdarna dziewczyna, która wtedy prowadziła mnie przez tłum do baru. Jej dłonie z krwistoczerwonym lakierem na paznokciach były zaciśnięte na mojej koszuli, więc nie mogliśmy się rozdzielić. Wtedy zauważyłem, że jej dłoń była też owinięta wokół ramienia Liama idącego przede mną.

- Puść jego rękę. – wysyczałem, kiedy podeszliśmy do baru. – W tej chwili, Norah.

Jej usta lekko zadrżały, kiedy spojrzała na mnie i powiedziała. – Harry, nie jesteśmy w związku.

Jej słowa były wypełnione goryczą i szyderstwem, przez co pożałowałem każdego razu, kiedy jej to powiedziałem. Szukałem na jej twarzy cienia uśmiechu, który oznaczałby, że żartuje, ale nie okazała kompletnie żadnego znaku, co sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.

- Ale jesteś moja. – nalegałem desperacko. – Jesteś moja?

- Chryste, ile razy mam ci mówić, że jestem. – odpyskowała, przybliżając się do mnie o krok, tak, abym mógł to usłyszeć i skrzyżowała swoje ramiona w geście buntu. – Jestem twoja. Ale może mam ochotę trzymać też rękę Liama.

Mogłem poczuć jak moja twarz nabiera kolorów. – Co powiedziałaś?

- Słyszałeś mnie. Jestem twoja. I tak, chcę być tylko twoja, ale podobno nie jesteśmy w związku, więc jest to nieważne. – wymamrotała. – Czy możemy się teraz po prostu dobrze bawić?

Jedyna odpowiedzią, na która mogłem się zdobyć, było kiwnięcie głową. Norah uśmiechnęła się słabo, kiedy sięgnęła przed siebie i przebiegła czubkami palców po moim policzku w sposób, który mnie natychmiast rozluźnił i wtedy odwróciła się do Liama.

Popatrzył na nią z uśmiechem, który szybko zbladł i zmienił się w wyraz troski. Nadało mu to wygląd gigantycznego szczeniaczka i po raz kolejny musiałem powstrzymywać chęć uderzenia go w mordę, bo Norah była moja i tylko ja mogłem się o nią martwić. – Rah, czy ty płaczesz?

- Co? – westchnęła przygryzając wargę i spoglądając na mnie znad ramienia. – Nie. Masz mojego drinka? Chcesz zatańczyć?

Ton jej głosu i drżenie dolnej wargi zdradziło, że Norah kłamie, posyłając w moją stronę spojrzenie, które wywołało u mnie poczucie winy, zazdrości i złości. Ale ponad tymi wszystkimi uczuciami , było jedno, któremu zaprzeczałem przed samym sobą za każdym razem, kiedy jestem blisko niej.

Kiedy wchodzili w tłum tańczących ludzi, ignorowałem to tak dobrze jak tylko mogłem, bo uczucie, które towarzyszyło mi, kiedy na nich patrzyłem sprawiało, że czułem słaby. „To jest popierdolone.” Pomyślałem, kiedy Norah zarzuciła ręce na ramiona Liama. Pani Jennifer nie ma pojęcia o czym mówi.

Niecałe trzy sekundy później skierowałem się za nimi w stronę parkietu.

7 komentarzy: