Jakimś sposobem w piątkowe popołudnie przed imprezą charytatywną, Louis, Sophia, Alice i Aaron skończyli tłocząc się po pracy w naszym małym mieszkaniu. Jace zdecydował, że nie ma zamiaru nudzić się, kiedy ja będę bawić się na „wytwornym balu charytatywnym”, przez co musiałam szykować się z piątką najbliższych przyjaciół w pobliżu.
Alice i Sophia krzątały się wokół mnie, układając każdy kosmyk włosów i malując moje policzki różem, zupełnie jakbym była lalką, a ja starając się nie pacnąć ich po rękach, jęknęłam jedynie bezradnie. Po długich 45 minutach tortur obie uznały, że jestem gotowa na wyjście z Harrym Stylesem.
- Spójrz tylko, z włosami spiętymi w ten sposób, wyglądasz jakbyś była dojrzałą, dorosłą osobą, która zdaje sobie sprawę z tego, co robi z własnym życiem. - zachichotała Alice, zyskując figlarnego klapsa od Sophii.
- Proszę cię, Norah jest zupełnie dojrzała. - dogryzała Sophia. - To znaczy, spójrz na jej strój w tym momencie.
Kiedy zerknęłam na swoje ubranie, wszyscy wybuchnęli śmiechem, bowiem składały się na nie flanelowe spodnie od piżamy w owieczki i o kilka rozmiarów za duża koszulka Yankeesów.
- Mam dosyć waszej dwójki.
- Przecież ty nas kochasz.
- Taa. - westchnęłam. - Ale nie na tyle, żeby pozwolić ci dźgać moje oko szczoteczką od maskary. Wynocha. Idźcie napić się wina czy coś.
Sophia posłała mi mordercze spojrzenie.
- Ja jeszcze nie mogę, zapomniałaś?
- Mało istotne. Nalej sobie go do kubka niekapka, młoda.
Figlarnie wywróciła oczami i razem z Alice opuściła łazienkę, ostatecznie pozostawiając mnie samą, abym w chwili spokoju przygotowała się na wyjście. Włożyłam na siebie purpurową sukienkę, wybraną wcześniej przez Jace, czarne obcasy i weszłam do salonu.
Ktoś zagwizdał głośno.
- Czy ty wyszczotkowałaś włosy?
- Możliwe, że teraz pozbiera swoje życie do kupy.
- Dla ciebie mógłbym stać się hetero.
- Wolałam piżamę w owieczki.
Posłałam moim przyjaciołom złowrogie spojrzenie.
- Jeny, dziękuję wam za podnoszące na duchu komentarze i nieustanne wsparcie.
- Staramy się. - odrzekł Jace wzruszając ramionami. - Ale całkiem serio, wyglądasz nieziemsko. A tak w ogóle to w jakim celu jest ta impreza?
Podśmiewając się, opadłam na sofę, siadając w połowie na kolanach Louisa.
- Żebym tylko wiedziała. On po prostu na mnie nakrzyczał, że wychodzimy, więc teraz z uwagi na to, że chcę z nim iść jutro do klubu, muszę z nim tam pójść. Zawarliśmy kompromis.
Wszyscy wywrócili oczami słysząc warunki mojej popieprzonej relacji, zanim skupili się na Aaronie, opowiadającym historię o Victorii, która najwyraźniej miała złe źródła na dzisiejszym spotkaniu prasowym i nadal nie potrafiła się do tego przyznać.
Żartowaliśmy z niej i udawaliśmy, że wcale nie przeraża nas jako szefowa, kiedy Harry wszedł do salonu z rękami w kieszeniach i zaczesanymi do tyłu włosami. Miał na sobie czarne jeansy i marynarkę w tym samym kolorze, pod nią luźny, biały t-shirt, który nieco zwieszony, odsłaniał jego obojczyki.
Zaschło mi w ustach, kiedy tak się mi przyglądał, delikatnie rozchylając swoje wargi i zaczął.- Norah.
- Sam wpuściłeś się do środka?
- Naturalnie. - zaśmiał się. - Gotowa na wyjście?
Po tym jak chwyciłam swoją torebkę i ucałowałam każdego z moich przyjaciół na pożegnanie (głównie po to, żeby wkurzyć Harry'ego), chwyciłam go za rękę i razem opuściliśmy mieszkanie, kierując się do czekającego na dole SUV'a, którym kierował James. Podróż przebiegła w dziwnej ciszy; nogi Harry'ego podskakiwały w górę i w dół, a on sam nieprzerwanie bawił się moimi palcami, zupełnie jakby się czymś denerwował. Siedziałam skrępowana obok niego, rozważając czy powinnam zapytać go, czy wszystko w porządku, ale kiedy w końcu podjęłam decyzję, że tak byłoby najlepiej, dotarliśmy na miejsce.
Było tam mnóstwo reporterów, którzy robili zdjęcia nowojorskim biznesmenom przechodzącym obok nich, z rzadka zatrzymując się i udzielając odpowiedzi na kilka pytań, kiedy pozowali. James wyszedł z auta i udał się, aby otworzyć nam drzwi gwałtownie zwiększyłam uścisk na dłoni Harry'ego.
- Co to jest? - syknęłam. - Pieprzony czerwony dywan? Myślałam, że to impreza charytatywna.
Harry ledwo na mnie spojrzał. - To jest impreza charytatywna. Tabloidy potrzebują zdjęć.
- Jestem na serio zbyt niezdarna na tę okoliczność.
- To prawda. - zaśmiał się pomagając wysiąść mi z auta. - I właśnie dlatego nie masz obowiązku odpowiadać na żadne z pytań, Norah.
Gdy tylko fotoreporterzy i dziennikarze zauważyli Harry'ego, zwrócili się w jego stronę i zaczęli robić zdjęcia, błagając o chwilę uwagi. Jego usta zaciśnięte były w prostą linię, a dłoń spleciona z moją, kiedy przechodziliśmy obok nich.
Desperacko ściskałam jego rękę, próbując ukryć rumieniec, który z pewnością pokrył moje policzki na samą myśl o tym, że te zdjęcia wkrótce obiegną cały internet. Zanim dotarliśmy do wejścia hotelu, który był miejscem spotkania, Harry zatrzymał się, aby porozmawiać z małym mężczyzną orlim nosie.
Facet usiłował uruchomić swój dyktafon, paraliżowany przez wzrok Harry'ego.
- Oh, pan Styles, umm Evan z 'The Wall Street Journal'. Mam do pana kilka pytań.
- A ja oczywiście zamierzam na nie odpowiedzieć. - odrzekł Harry rzucając mu groźne spojrzenie.
- Dobrze, tak, oczywiście. - jąkał się. - Jak się pan czuje z tym, że nazywany jest pan kolejnym Donaldem Trumpem?
Harry jęknął i przyciągnął mnie bliżej siebie. - To absurdalne. Nigdy nie będę miał swojego telewizyjnego show. Następne.
- Czy to prawda, że planuje pan rozwój swojego imperium w Anglii, a potem miejmy nadzieję, w całej Europie?
- Bez komentarza.
Posyłając mu ostatnie złowrogie spojrzenie, Harry pociągnął mnie w stronę kobiety z niezwykle błyszczącymi, zielonymi oczami (rzecz jasna nie tak błyszczącymi jak jego), która miała na sobie ciemnozieloną sukienkę od Chanel, a w dłoni trzymała dyktafon, który wyciągnęła w stronę chłopaka.
Jej oczy podwoiły swoje rozmiary, kiedy zorientowała się, że Harry rzeczywiście się przy niej zatrzymał. - Karen z magazynu 'City Socialite'. - oznajmiła z podnieceniem.
- I?
Przycisnęłam policzek do jego ramienia, aby zatuszować uśmiech, który lada moment mógł pojawić się na mojej twarzy na widok tej potwornie speszonej kobiety. Tak bardzo jak czułam się źle z jej powodu, bowiem doskonale wiedziałam jak to jest stojąc naprzeciw przeszywającego wzrokiem Harry'ego, niemal komiczne było oglądanie, jaki wpływ ma na każdą napotkaną osobę. Niemniej była to również ulga, że nie jestem jedyna.
- Umm, co masz dziś na sobie? - udało jej się w końcu wydusić.
- Yves Saint Laurent.
Niewiele myśląc, zaśmiałam się cicho i trąciłam łokciem Harry'ego. - To nie Yves Saint Laurent. To Armani.
To właśnie wtedy reporterka zdała się zauważyć brunetkę, której dłoń spleciona była z dłonią Stylesa. Jej napompowane usta rozchyliły się w wyrazie zaskoczenia, kiedy przechyliła głowę na bok i nieco przesadnie zmierzyła mnie od stóp do głów.
- Masz rację. - uśmiechnęła się szeroko. - Zatem to ty musisz być dziewczyną Harry'ego?
Zanim zdołałabym wyrzucić z siebie wszystkie przećwiczone wcześniej zaprzeczenia, prezes burknął i odciągnął mnie od wścibskiej kobiety, wprowadzając do urządzonego z rozmachem lobby. W środku w wielu miejscach znajdowały się bannery Comic Relief-organizacji charytatywnej.
Podążając za znakami, weszliśmy do kunsztownie udekorowanej sali bankietowej, gdzie miały odbyć się kolacja i aukcja. Każda osoba obok której przechodziliśmy najpierw spoglądała na nasze splecione dłonie, a następnie spuszczała wzrok w celu uniknięcia spojrzenia Harry'ego.
- Chodź. - mruknął, kierując mnie przez zatłoczone pomieszczenie do środkowego stolika w pierwszym rzędzie, przy którym siedzieli ważniacy w ładnych garniturach. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, aby go przywitać zanim z uśmiechem odwracali się do mnie i przedstawiali się.
Uśmiechając się, wymieniłam uściski dłoni z każdą osobą siedzącą przy stole, z których nazwiskami szły przeróżne fantazyjne tytuły, jakby udowadniając mi w ten sposób o ile lepsi są ode mnie. Mało zgrabnie zajęłam miejsce obok Harry'ego, rozluźniając się nieco, kiedy jego dłoń spoczęła tuż zad moim kolanem.
- Zamknięto już drzwi, Paul? - zapytał.
Starszy mężczyzna po drugiej stronie stołu pokiwał przecząco głową. - Wkrótce, panie Styles.
Wszyscy zaczęli rozmawiać o biznesie i inwestycjach oraz innych wymyślnych rzeczach, których nie rozumiałam. Z tego tytułu zdecydowałam przysiąść się bliżej Harry'ego i kiwać głową za każdym razem kiedy on to robił, zupełnie jakbym wiedziała o czym właściwie mowa.
Zważywszy na fakt, że cała moja uwaga skupiona była na powtarzaniu ruchów Harry'ego, kobieta siedząca obok mnie trzy razy podejmowała próbę zyskania mojej atencji, zanim Harry krzywo na mnie spojrzał, delikatnie trącając mnie łokciem, powodując, że w końcu zwróciłam się do blondynki o zaróżowionych policzkach.
- Och, wybacz. Po prostu przysłuchiwałam się, uh, konwersacji. Tak. Cześć.
Zaśmiała się cicho. - W porządku. Tak czy siak nie mam pojęcia o czym oni gadają.
- Cholera, no nie mów? - syknęłam.
- Tylko dlatego, że robię dokładnie to samo. - uśmiechnęła się, wskazując na mężczyznę siedzącego obok niej. - On zawsze przyprowadza mnie na te imprezy, a ja nie mam zielonego pojęcia co jest grane. To już 12 lat i można by pomyśleć, że on zdał sobie sprawę, że nieco od nich odstaję.
Na moich ustach uformował się po raz pierwszy od kiedy tylko przekroczyłam próg tego budynku, niewymuszony uśmiech. - Dzięki Bogu, nie jestem jedyna.
- Może po prostu udawajmy, że rozmawiamy o jakichś ważnych sprawach. Od jak dawna ty i pan Styles jesteście razem?
- Erhm, my nie. My jesteśmy.. przyjaciółmi. - wydukałam. - Przyjaciółmi.
Kobieta wybuchnęła śmiechem, zupełnie jakbym właśnie opowiedziała jej niesamowicie komiczny żart. Obserwowałam ją z zażenowanym uśmiechem, dopóki ta nie odzyskała spokoju i spojrzała na mnie z niedowierzającą miną na twarzy, zanim w końcu powiedziała. - Och, skarbie. To jest pierwsza impreza, na której widzę go z kobietą u boku. On z pewnością jest w tobie zakochany.
- To nie prawda. - szepnęłam w odpowiedzi. - Przyprowadził Carę na jesienny pokaz mody Vogue.
- Pan Styles na pokazie mody? Już bardziej wygląda mi na to, że to modelka go tam zaciągnęła. - wzruszyła ramionami, a ja wywróciłam jedynie oczami na jej słowa, zanim ta podniosła dłonie w geście obrony. - Tylko mówię.
Po tym, zaprzestałam tej rozmowy obawiając się, że w każdej chwili Harry mógłby podsłuchać jak dyskutuję o naszej relacji z kobietą o imieniu Julia, którą dopiero co poznałam. Najwyraźniej jej mąż pracował z Harrym od bardzo dawna.
- Mówiłem ci już, że podoba mi się twoja sukienka? - szepnął wprost do mojego ucha Harry, delikatnie muskając je przy tym wargami. - Z wielką chęcią zdarłbym ją z ciebie.
Zarumieniłam się jak na komendę i rozejrzałam się dookoła, upewniając się, że nikt oprócz mnie tego nie słyszał. - Jesteśmy w miejscu publicznym, Harry.
- Jeszcze tylko przez kilka godzin, Norah.
W tamtym momencie jego usta były niebezpiecznie blisko miejsca, tuż pod płatkiem mojego ucha; miejsca, które zwykł całować, za każdym razem powodując dreszcze, biegnące wzdłuż mojego kręgosłupa. Uśmiechnął się łobuzersko, po czym usiadł wracając do poprzedniej pozycji i umieścił swoją dłoń tuż nad kolanem, nie na tyle wysoko, żebym zaczęła się nerwowo wiercić na swoim miejscu, jednak wysoko na tyle, żebym zdołała poznać w jaką grę właśnie rozpoczął.
Na jego ustach przez cały czas widniał ten zawadiacki uśmiech, podczas gdy kontynuował rozmowę ze swoimi partnerami biznesowymi, nieustannie przesuwając dłoń wyżej i wyżej. Z rumieńcem na twarzy i zaciśniętymi ustami wpatrywałam się w jego profil, niemo krzycząc, aby zaprzestał swoich słodkich tortur.
- Coś nie tak? - mruknął Harry, wsuwając dłoń pod moją jedwabną sukienkę. - Masz wypieki, kochanie.
Zacisnęłam zęby i zepchnęłam jego dłoń na moje kolano. - Przestań to robić, w tej chwili.
Jego palce po raz kolejny zaczęły bawić się rąbkiem mojej sukienki. - Nie bądź taka wymagająca, Norah. Plus, ty tak naprawdę wcale nie chcesz żebym przestawał.
- Tak. - prychnęłam, ponownie spychając jego dłoń.- Chcę.
Na te słowa cicho cmoknął językiem. - Gęsia skórka zawsze jest oczywistą wskazówką.
Przeklinając pod nosem, odepchnęłam jego dłoń (nie dla tego, że chciałam, ale wydaje mi się, że nie dałabym rady kontrolować się ani chwili dłużej), a następnie starałam się ukryć uśmiech, kiedy splótł nasze palce i umieścił nasze dłonie na swoim udzie.
Podczas rozmów z ludźmi, kreślił różne wzory na mojej dłoni. Siedział prosto, z wysoko uniesioną głową, przez co całkowicie zdominował osoby przy stoliku. Każda z nich wydawała się pławić w emitowanym przez niego blasku, uśmiechając się kiedy mówił do konkretnej jednostki oraz pilnie zważając na każde jedno słowo, które wypowiedział do innej.
Moje baczne obserwacje nie pozostały niezauważone; Julia musiała kilka razy trącać mnie łokciem, a Harry jedynie posyłał mi urocze uśmiechy, które wywoływały u mnie szaleńcze bicie serca. Wkrótce, niski, brodaty mężczyzna, który wyglądał jakby pracował w bibliotece, wszedł na scenę i odchrząknął kilka razy do mikrofonu.
- Panie i panowie. - przywitał. - Zanim pojawi się na scenie, chciałbym przedstawić człowieka, dzięki któremu tegoroczna impreza mogła się odbyć, pan Harry Styles, prezes Styles Enterprises i sponsor dzisiejszego wydarzenia. W obecnym i ubiegłym roku, Harry kierował kampanią na rzecz fundacji. Poświęcił swój czas oraz wysiłek i gdyby nie on, nie odnieślibyśmy sukcesu. Proszę państwa, Harry Styles.
W tym momencie rozległy się gromkie brawa, a Harry wyswobodził swoją dłoń z mojego uścisku i wstał ze swojego miejsca, podczas gdy ja gapiłam się na niego w szoku. Kiedy zbliżył się do mikrofonu, wyglądał na spokojnego i doświadczonego. Gdy tylko ustawił go odpowiednio do swojego wzrostu, umieścił dłonie na pulpicie.
- Dziękuję, Mark. Comic Relief zawsze była dla mnie ważną organizacją, tak więc zaszczytem jest powołanie mnie na tegorocznego przewodniczącego. Dzięki licznym imprezom, dobroczyńcom i darowiznom udało nam się zebrać ponad 3 miliony dolarów. Dziękuję wszystkim za pomoc.
Byłam niemal pewna, że kiedy ponownie zajął swoje miejsce obok mnie, moje usta formowały się w kształtne „O”. Po chwili gapienia się, kiedy poprawił kołnierz swojej koszuli i podziękował osobom, które gratulowały mu wszelkich starań, chwyciłam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Co to do cholery było?
Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu. - Czy moja przemowa była aż tak okropna?
- Wiesz o czym mówię. - szepnęłam dość głośno. - Zaciągnąłeś mnie na cholerną imprezę charytatywną, nie wspominając nawet słowem, że to twoja impreza?
- To nie było istotne. A myślałaś, że co robię ze wszystkimi moimi pieniędzmi? Przeznaczam na własne potrzeby? Odpuść. - ostrzegł.
Przez myśl przemknęło mi, że to było właśnie to na co traci większość pieniędzy: luksusowe penthouse, krzykliwe auta, szyte na miarę garnitury oraz dużo, dużo więcej. Wydawało mi się niemożliwe, żeby jeden 24-latek wydawał aż tyle. Jeszcze bardziej niewiarygodne było to, że ciągle miał ich wystarczająco dużo, aby ofiarować je na rzecz fundacji.
Po tym jak kolacja została podana, bez apetytu grzebałam w talerzu wybierając zieloną fasolkę i kurczaka, dopóki Harry nie zwrócił się do mnie z morderczym spojrzeniem. Patrzył tak na mnie do momentu, aż nie zjadłam połowy swojej porcji, po czym delikatnie musnął ustami moje czoło.
- Dziękuję. - mruknął tuż przy moich włosach. - I dziękuję ci również za to jesteś tu dziś ze mną.
Z wolna na moich ustach uformował się uśmiech. - Tak jakby nie pozostawiłeś mi innego wyboru, co nie?
- Nie przypominaj mi o naszym układzie.
- Dlaczego nie? - zachichotałam, sięgając po osamotniony kosmyk jego włosów, by umieścić go na poprzednim miejscu. - Będziesz się świetnie bawił tańcząc z nami.
Figlarnie wywrócił oczami i poprawił się na swoim krześle, powodując, że oddech uwiązł mi w gardle, gdy założył swoją rękę na moje ramiona, a wolną dłoń umieścił na mojej. Ta nagła bliskość z tym pięknym mężczyzną, którego włosy pachniały szamponem kokosowym, sprawiła, że zapomniałam o Bożym świecie.
- Będę się doskonale bawił tańcząc z tobą.- poprawił. I jak zwykle, zachichotałam jak dziesięciolatka beznadziejnie zakochana w chłopcu, który rzuca w nią flamastrami. Z tą różnicą, że ja miałam 22 lata, byłam szaleńczo zakochana, a moja miłość zamiast flamastrów wybrała wyjście na imprezę charytatywną.
- Więc tym razem ze mną zatańczysz? - zapytałam z zapartym tchem.
Harry w skupieniu zmarszczył brwi, co sprawiło, że między nimi pojawiła się mała zmarszczka, która w jakiś sposób wydawała się dla mnie być urocza. - Z tobą, tak.
Nie szczególnie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc spuściłam głowę, chcąc uniknąć jego przeszywającego spojrzenia i rzuciłam krótkie 'och'.
Kiedy w końcu usiadł twarzą do stolika, mogłam odetchnąć pełną piersią, pomimo szaleńczo bijącego serca. Tak było do momentu, aż nie podniosłam wzroku i zobaczyłam, że każda jedna osoba przygląda się nam z niepewnym wyrazem twarzy.
Harry zmrużył oczy w ostrzeżeniu i w tej samej chwili wszyscy zaczęli rozglądać się, udając, że nigdy nie widzieli swojego szefa całującego w czoło zakłopotaną dziewczynę, siedzącą u jego boku.
- Wychodzimy. - oznajmił nagle Harry. Po raz kolejny skupił na sobie spojrzenia zgromadzonych. - Panie i panowie, to był przemiły wieczór. Joseph, widzimy się w poniedziałek. Kyle, miło było cię spotkać.
- Oczywiście, panie Styles. - odrzekł jeden z mężczyzn. - Miło było cię poznać, Norah.
- Ciebie również. - pisnęłam, a zaraz potem z pośpiechem oddaliliśmy się od stolika, trzymając się za ręce. Przemierzając salę bankietową, zatrzymywaliśmy się kilkukrotnie z powodu ludzi, którzy nieustannie gratulowali Harry'emu.
On jedynie posyłał im nikłe uśmiechy, starając się z całych sił zamaskować swoją irytację, następnie karmił jakąś prostą wymówką i ruszał w głąb tłumu, dopóki nie dotarliśmy do drzwi. Gdy tylko chłopak otworzył je, chłodne nowojorskie powietrze uderzyło mnie w twarz.
Wtuliłam się w jego ciało, rozkoszując się emitowanym przez niego ciepłem i zapachem piżmowej wody kolońskiej, kiedy szliśmy do samochodu, który najwyraźniej czekał tam za nami przez cały ten czas. Z kamiennym wyrazem twarzy Harry otworzył dla mnie drzwi, oferując swą dłoń, kiedy wsiadałam.
- Dlaczego już jedziemy? - mruknęłam, pocierając swoje dłonie, chcąc nieco się rozgrzać. - Przecież to się jeszcze nie skończyło.
Nakrył moje dłonie swoimi i przeniósł je na swoje udo, skutecznie je ogrzewając. Jednak nie odpowiedział na moje pytanie, a jedynie patrzył się przed siebie i nakazał Jamesowi jechać do mojego mieszkania.
Westchnęłam rozdrażniona. - No co, jesteś na mnie zły czy coś? Dlaczego wyjeżdżamy?
- Przestań.
- Poważnie?
- Tak, poważnie. - warknął. - Chciałem wyjść, więc wyszliśmy.
Wyszarpując swoje dłonie, odsunęłam się od niego i oparłam głowę o okno. Szyba zaparowała w chwili, gdy uderzył o nią mój gorący oddech, stając się moim stołem kreślarskim, na którym gryzmoliłam przeróżne rysunki, ignorując Harry'ego.
W chwili, gdy moje palce rysowały na szybie małe gwiazdki, chłopak pochylił się, przyciskając tors do moich pleców, a swoje loki do mojego policzka. Zamarłam, obserwując jak zatrzymał swój nos kilka centymetrów od okna, a z jego rozchylonych warg uleciało ciche westchnienie, które przygotowało szybę na kolejne rysunki.
Siedząc za mną, oparł swoją rękę na moim ramieniu, marszcząc przy tym brwi i przygryzając dolną wargę. Z jakiegoś powodu, moja uwaga skupiła się na pierścionkach osadzonych na jego palcach, a nie na tym, co powstawało na szybie.
- Norah? - zaczął chrapliwe Harry, kiedy się odsunął, a jego głos przepełniony był niepewnością, zanim zacisnął wargi, aby ukryć grymas, który formował się na jego twarzy. - Nie powinienem zabierać cię na tę imprezę. To było spotkanie biznesowe, więc postąpiłem nieprofesjonalnie. My nie jesteśmy w związku.
Gapiłam się na niego analizując to, co właśnie powiedział, a następnie odwróciłam się ponownie w stronę zaparowanej szyby. Miasto umykało za oknami samochodu, wszystkie żółte taksówki i wysokie budynki, a moja dolna warga zadrżała, kiedy poczułam łzy zbierające się na linii rzęs, co było spowodowane jego spodziewanymi, ale nadal ostrymi słowami.
Właśnie wtedy dostrzegłam, co napisał na zaparowanej szybie Harry: H + N.
Więc powstrzymałam moje sprzeczne emocje w najlepszy możliwy sposób, co było równoznaczne z energicznym zatrzaśnięciem drzwi, kiedy wyszłam z samochodu, a następnie głośno tupiąc nogami wbiegłam po schodach prowadzących do mojego mieszkania i próbowałam zignorować fakt, że chłopak nie pokusił się nawet o pożegnanie.
Ale próba zignorowania tego była równie niemożliwa co próba zignorowania sposobu w jaki jego palce zawsze spoczywają na moim ciele albo to, jak czule wypowiada moje imię, kiedy go denerwuję albo to, że napisał H + N na szybie auta.
Pośród wszystkich tych rzeczy, za które kochałam Harry'ego Stylesa, były również inne, których absolutnie nienawidziłam.
Cudowny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńOjeeej :') Cudowny ♥ Naprawdę niesamowity chfkblgudhdh *__* Czekam z niecierpliwością na następny xx
OdpowiedzUsuńkocham! chce więcej.!
OdpowiedzUsuńCudowne .
OdpowiedzUsuńDupek
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne.
OdpowiedzUsuńHarry dupku ogar. Pod koniec miałam łzy w oczach jak Noahr biedna. Z jednej strony słodkie bo napisał na tej szybie H +N. A z drugiej ma ochotę go zabić!!! Cholerny Styles!!
poprawka *Norah xx
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis ;) A ja polecam: http://xurl.pl/6jjl
OdpowiedzUsuń