Nie byłam pewna, jakiego ubioru u Harry’ego mam się spodziewać na niedzielnym meczu. Może ładny garnitur z małymi spinkami Green Bay*, albo białą koszulę z zielono-żółtym krawatem. Po prostu założyłam, że ubierze się dobrze.
Więc kiedy wszedł do mojego mieszkania o 10, ubrany w białą koszulką z podwiniętymi rękawami i logiem Pacersów, ciemne rurki, które były ekstremalnie ciasne oraz znoszone skórzane buty, prawie zemdlałam.
Wyglądał jak NORMALNA osoba, która idzie na mecz futbolowy. A fakt, że miał na głowie swoje Ray Bany, które podtrzymywały jego czekoladowe loki, sprawił, że cały outfit był bardziej pociągający. Kiedy doszedł do miejsca, gdzie stałam w kuchni, zdążyłam już kompletnie zapomnieć o meczu.
- Norah. - powiedział przeciągając samogłoski; moje imię w jego ustach było miodem dla uszu. – Jace i Louis gotowi? Na stadion jest kawałek drogi.
Spojrzałam na niego, nadal w kompletnie zaszokowana. Świadomość, że jego formalny ton zaprzeczał temu w co był ubrany tylko pogłębił moje wstrząśnięcie. Zaczęłam się bawić rąbkiem mojej zielonej bluzki, zanim spuściłam wzrok na ziemię.
Jego ramiona zaplotły się wokół mnie w ciągu sekundy, przyciągając do jego torsu i ściskając odrobinę w talii. Stopniałam w jego ciepłym uścisku, kiedy uświadomiłam sobie, że w rzeczywistości był normalną osobą, a nie jakimś przystojnym nieznajomym, który wtargnął do mojego domu.
- Norah? – powtórzył – Wszystko w porządku?
- Tak, jest dobrze. – wymamrotałam w jego klatkę piersiową, podczas kiedy próbowałam nie mieć zawrotów głowy od jego niebiańskiego zapachu. – Jace i Louis są prawie gotowi.
- Wyszykowanie się zajmuje im więcej niż tobie?
Zmarszczyłam nos z rozbawienia, gdy w końcu oddaliliśmy się od siebie. – Naprawdę cię to zaskoczyło?
- Nie.
Zachichotał głęboko i oparł się plecami o ladę kuchenną i swobodnie przyciągnął mnie z powrotem do siebie. Moje dłonie powędrowały w górę jego piersi zatrzymując się tuż po logiem Green Bay’a, zanim zrelaksowałam się w objęciach Harry’ego słuchając miarowego bicia jego serca.
- Jesteś podekscytowana? – zapytał z bezczelnym uśmieszkiem.
- Tak, bardzo. Szaleliśmy z radości przez cały poranek. A ty?
- To dobrze. I tak, Norah, jestem bardzo podekscytowany. – wymruczał. Jego zielone oczy rozjaśniały z niecierpliwości. Praktycznie mogłam poczuć jego ekscytację. Do tej pory cały poranek miał ten swój chłopięcy czar zmiękczający moje serce.
Kiedy czekaliśmy, rozmawialiśmy o tym kto naszym zdaniem wygra, które mamy miejsca i kto jest naszym ulubionym zawodnikiem. Po jakimś czasie Jace i Louis przepychali się ubrani na zielono i żółto, a my debatowaliśmy nad tym kto jest lepszym rozgrywającym.
- Jace! – westchnęłam, kiedy obróciłam się, żeby przywitać mojego współlokatora. – Możesz, proszę, powiedzieć Harry’emu, że Nelson jest lepszym rozgrywającym?
Podniósł idealnie wyregulowane brwi i delikatnie wzruszył ramionami. – Ostatnie trzy mecze Jones grał świetnie. Więc nie wiem czy mogę się z tobą zgodzić.
Harry uśmiechnął się triumfalnie, kiedy w końcu oderwał się od lady. – Mówiłem ci. Wszyscy gotowi?
Krzyknęliśmy chóralnie „tak!” i podążyliśmy za nim do drzwi i w dół budynku. Byliśmy zażenowani, kiedy grupa ludzi wytknęła nas palcami, jakbyśmy nie mogli wyglądać na bardziej niedopasowanych, nawet gdybyśmy spróbowali.
Harry prowadzący nas do jego auta jego pewnymi krokami ze mną, dziewczyną z pokręconymi włosami, która próbuje nie potknąć się o własne nogi kilka kroków za nim, trzymając mocno jego dłoń. Jace był obok mnie ze swoją muszką w paski i postawionymi włosami, chichoczący z czegoś wprost do mojego ucha. W końcu, Louis z tatuażami na obojczykach, który trzymał rękę wokół Jace.
Nie mogłam opanować uśmiechu, który wślizgnął się na moje usta, kiedy wspięliśmy się na tył Range Rovera Harry’ego, witając Jamesa , który siedział na przednim siedzeniu, jak zwykle w roli kierowcy. Byłam otoczona ludźmi, których kocham, zmierzając do miejsca, gdzie zawsze chciałam pojechać.
- Wiesz, - dumał Jace z miejsca za nami. – stadion Metlife ma podzielone udziały Jetsów i Giantsów. Każdy ma 50%. Czy to nie dziwne?
Oczy Harry’ego rozbłysły. – Wiem. Byłem rozdarty i nie wiedziałem co z tym zrobić, więc po prostu zainwestowałem w oba zespoły.
- Ja też. – rzucił ironicznie Jace. – W rzeczywistości, ja także zainwestowałem w Stadion Pierdolonego Harry’ego Stylesa.
Nawet Harry się z tego zaśmiał, ponieważ najwyraźniej dziś był dzień, kiedy niemożliwym było wkurzenie go. Resztę jazdy Louis opowiadał swoje „doskonałe żarty”, Jace z uczuciem uderzał go w ramię, Harry głęboko się śmiał, a ja próbowałam się śmiać, ale najwidoczniej po prostu nie mam tego, jak to nazwali, „chłopskiego humoru”.
Godzinę później weszliśmy na stadion, wszyscy w świetnych humorach, a Harry nadal nie zamienił się we wkurzonego dupka. Tak bardzo jak się tym cieszyłam, mała część mnie szalała, bo czułam, że w ciągu sekundy może stać się z powrotem w Harrym-prezesem w garniturze.
- Woah, tu jest zakaz parkowania. – zawołał Jace z tylnego siedzenia, kiedy skręciliśmy w drogę zaśmieconą fanami w zieleni i żółci. – Tak mówi ten znak.
- Mam przepustkę parkingową, Jace. Dostałem razem z biletami.
- Dlaczego mam wrażenie, że powinienem się tego spodziewać?
Zaparkowaliśmy na miejscu parkingowym przy samym stadionie, które praktycznie było nie spotykane i wyszliśmy z samochodu, by rozprostować nasz ścierpnięte od jazdy nogi. Po kilku minutach, kiedy upewniliśmy się, że mamy wszystko, co potrzebujemy, udaliśmy się w stronę stadionu.
Większość ludzi wokół nas była już pijana i potykali się w stronę swoich bramek niespójnie skandując na cześć swoich drużyn. Jace zmarszczył swój nos w zniesmaczeniu nimi (jakby nigdy wcześniej nie był pijany), kiedy przeciskaliśmy się przez nich w stronę naszej bramki.
-Panie Styles! – wykrztusiła kobieta na bramce, gdy Harry się zbliżył do wejścia. – Długo pana nie widziałam. Pańska loża powinna być gotowa. Chce pan, żebym powiedziała, aby przygotowali państwu coś do picia?
Wręczył jej nasz bilety z zaciśniętym uśmiechem. – Tak, było by wspaniale. Upewnij się, że tym razem wszystkie nasze piwa są zimne.
-Dziękuję. – powiedziałam ciepło w próbie zwalczenia chłodu Harry’ego, kiedy przeglądała nasze bilety. Doceniła to z wdzięcznym uśmiechem.
- Udanego meczu!
- Och, na pewno będzie udany! – powiedział Jace, kiedy weszliśmy.
Stadion jest inny, kiedy nie masz normalnych miejsc. Miejsca VIP były trudne do zdobycia i szaleńczo drogie. Ci, którzy tam siedzieli, byli częstowani darmowymi napojami i jedzeniem, mieli czystsze łazienki i własne pomieszczenie do oglądania meczu zakończone szklaną ścianą i balkonem.
Zostaliśmy pokierowani do windy i pojechaliśmy w górę, co wydawało się zajmować trochę więcej czasu, a potem weszliśmy w wyłożony czerwonym dywanem korytarz i wskazano nam naszą lożę. W samym środku nad wejściem do pokoju wisiał napis "Styles".
- Lepiej żeby napoje były zimne. – wymamrotał Harry, kiedy popchnął drzwi.
Przewróciłam oczami i weszłam za nim. – Uspokój się i przywyknij do letniego piwa. To część amerykańskiego życia.
- Kurwa mać.
Przekleństwo pochodziło od Jace, do którego natychmiast się obróciłam z oczami pełnymi zatroskania. Zostałam przywitana przez zaszokowaną twarz, a on tylko wskazał słabo na przestrzeń za mną. Wtedy w końcu przestałam obdarzać tak wielką uwagą irytującego Brytyjczyka i nareszcie przeniosłam ją na widok stadionu.
Było perfekcyjnie. Byliśmy dokładnie przy linii 50 jardów, nie za wysoko i daleko od tłumu krzyczących ludzi. Widzieliśmy dokładnie rozgrzewające i rozciągające się zespoły przy każdym końcu pola.
- Kurwa. – mruknęłam. – To jest genialne.
- Prawda? – Louis zachichotał.
-Harry Stylesie, oficjalnie zwracam moją inwestycję ze Stadionu Pierdolonego Harry’ego Stylesa. – westchnął Jace. – Nie bardzo przynosi to zyski.
Harry wybuchnął śmiechem na nasze wygłupy i wskazał w stronę lodówki za nami. – Komuś piwa? Prawdopodobnie letniego piwa?
Następnie wszyscy rzuciliśmy się na napoje i walczyliśmy o miejsca na balkonie, podczas kiedy zegar wolno tykał odmierzając czas do rozpoczęcia meczu. Harry z zapałem wskazywał na wszystkie fajne rzeczy w pomieszczeniu i na stadionie jak chłopiec dumny ze swojej nowej kolejki.
Jace i Louis spijali z jego ust każde słowo, kompletnie zachwyceni jak większość ludzi, którzy doświadczyli uroku Harry’ego Stylesa. Ten mężczyzna prawdopodobnie mógłby mówić przez kilka dni o znaczeniu warzyw w twojej diecie, a ty uważałbyś to za najbardziej interesujący przedmiot rozmowy świata.
- Norah? – powiedział z drugiego końca pomieszczenia, wyciągając mnie z moich przemyśleń i z pewnością uwolnił mnie od strasznego wzroku, którym go obdarowywałam. – Masz ochotę na drinka?
Wskazałam na piwo w mojej dłoni. – Mam już napój, dziękuję.
- Nie, prawdziwego drinka. Chyba, że piwo ci odpowiada.
- Uwielbiam piwo w czasie meczu. – wzruszyłam ramionami. Przytaknął i ruszył w moim kierunku z determinacją w oczach. Nie do końca zrozumiałam jego zachowanie i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc wybrałam stanie tam z wyraźnym zakłopotaniem, kiedy on zatrzymał się kilka kroków ode mnie.
- Ty. – oskarżył mnie – nie powinnaś wygrać tego zakładu.
Wtedy chwycił mnie i przyciągnął do swojej piersi. Szarpałam się z piwem w ręce, trzymając je z boku by uniknąć kolizji i objęłam jego ramiona drugą ręką, uśmiechając się do niego zmieszana.
- Ale jestem szczęśliwa, że tego dokonałam.
- Naprawdę? – wymamrotał kiedy jego język przebiegł po dolnej wardze, w sposób, który prawdopodobni był szkodliwy dla mojego zdrowia. – Bo wydawało mi się, że chcesz się ze mną pieprzyć.
Mój wzrok mignął nad jego ramieniem na Louisa i Jace, którzy na szczęście byli bardzo skupieni na próbie zrobienia dobrego selfie z boiskiem w tle i wróciłam do Harry’ego, który wgapiał się we mnie intensywnie tymi jasnymi oczami i tą cholerną dolną wargą między zębami.
- Nie chcę. – skłamałam. Ciągnął palcem w dół mojego ramienia dopóki nie dotarł do mojej ręki, w której trzymałam piwo i delikatnie odebrał mi je i umieścił na blacie. Kiedy zauważyłam to, byłam powoli prowadzona tyłem, aż moje plecy zostały oparte o ścianę.
- Kłamca. – wyszeptał wtulając głowę w zagłębieniu mojej szyi i delikatnie mnie tam pocałował. – Chcesz tego tak samo bardzo jak ja. Drżysz, Norah.
- H-harry, jesteśmy na meczu. – powiedziałam zawstydzona. – Tak jakby, w pomieszczeniu z Jace i Louisem na meczu. Z Jace i Lou w pomieszczeniu.
Ugryzł mnie w szyję, powodując u mnie pisk, zanim uniósł głowę z oczami wypełnionymi rozbawieniem. Jeden loczek odrobinę opadł, kiedy pokręcił głową w udawanym niezadowoleniu i przyłożył język do jego górnej wargi.
- To nie było zaprzeczenie, Norah.
Ponownie mnie pocałował, a ja przestałam się przejmować Louisem i Jace, bo prawdopodobnie nadal robili selfie, a usta Harry’ego leniwie naciskały na moje, łącząc je razem, jakby nie przejmował się niczym na świecie.
Jak zwykle, moje palce znalazły swoje miejsce na jego karku i skierowałam je w stronę miękkich loków, które tak bardzo kochałam. Odsunął się, ale wcześniej zostawił pocałunek na kąciku moich ust.
- Gotowa na trochę sportu? – zadrwił Harry. Kiedy już miałam mu odpowiedzieć udawanym śmiechem, zaczepnie ścisnął mnie po bokach. – Chyba, że wolisz stać przyciśnięta do ściany.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go ostatni raz zanim zanurkowałam pod jego ramieniem i pobiegłam w stronę drzwi prowadzących na balkon, mając nadzieję, że nie złapie mnie za ramię. Odwróciłam się z uśmieszkiem i podniesioną brwią.
- Nie przyszliśmy tutaj, by robić to, co mogliśmy robić w domu, prawda?
Wyszczerzył oczy zaszokowany, jakby nie mógł do końca uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. Wybrałam ten moment, by otworzyć drzwi na balkon i opaść na siedzenie. Cały czas na mojej twarzy widniał uśmiech, bo po raz pierwszy miałam ostatnie słowo.
Moment mojej dumy został mi zabrany, kiedy tylko usiadł na miejscu obok mnie, przerzucił jedną rękę za moje plecy, drugą wsunął szybko pod moje nogi i jakby nigdy nic przeniósł mnie na swoje kolana.
- Masz rację, nie przyszliśmy tu po to. – wymamrotał kiedy tylko poprawił mnie delikatnie na swoich nogach. – Ale oferta nadal aktualna.
Wydęłam wargi na fakt, że dokuczyłam mu, ale zanim mogłam mu odpowiedzieć, Jace zaczął wrzeszczeć jak dziecko w bożonarodzeniowy poranek, a Louis wrzeszczał na nas, żebyśmy „poświęcili trochę swojej pierdolonej uwagi na grę!”
Machnęłam na niego ręką, a on w odpowiedzi wysłał mi buziaka. Powróciłam wzrokiem do zielonego boiska z namalowanymi białymi paskami, a na środku konkurujące ze sobą drużyny stały przed sobą. Ekscytacja na stadionie była odczuwalna, kiedy wszyscy zaczęli krzyczeć, a ja bezwstydnie do nich dołączyłam. Każda cząstka mnie kibicowała Packers’om .
Kiedy piłka została wykopana i poleciała w kierunku drugiego końca boiska, Harry chwycił mnie za talię wbijając palce w moje biodra i przyciągnął mnie bardziej opierając moje plecy o jego pierś. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy delikatnie owinął mnie swoimi rękami, wtedy przycisnął swoje usta do mojego ucha.
- Norah, jeśli natychmiast nie przestaniesz podskakiwać w górę i w dół, to przysięgam na Boga, że opuścimy ten stadion, pojedziemy do domu i zrealizujemy moją ofertę przyciśnięcia cię do ściany. – wysyczał.
Zatrzasnęłam dłonią moje usta i odwróciłam się. – Kurwa, zrobiłam ci krzywdę?
Harry wyglądał na zranionego, kiedy zacisnął szczękę i zamknął powieki. Sięgnęłam niepewnie do jego policzków, gładząc je palcami i sprawiając, że z głębokim syknięciem otworzył znów oczy.
- Norah, nie skrzywdziłaś mnie. Wręcz przeciwnie.
Moje wargi rozwarły się nieznacznie, a moje policzki nabrały kolorów. Fakt, że wpływ na to miał ten piękny człowiek był prawie niezrozumiały. - Och.
- Możesz, proszę, siedzieć spokojnie, żebym mógł dalej oglądać ten mecz bez zakłóceń? – zapytał. Zrobiłam ruch, aby zejść z jego kolan, tylko po to, żeby od razu być zatrzymaną. – Powiedziałem siedzieć, nie zejść ze mnie.
- Ale nie chcę ci zrobić krzywdy. – zmarszczyłam brwi.
- Więc się nie wierć.
- Prawdopodobnie będę to robić.
Jego nozdrza rozszerzyły się w irytacji. – Norah, chcę oglądać mecz i chcę, żebyś siedziała na moich kolanach, bo jesteś moja. Teraz przestań się ruszać.
Tym razem spełniłam jego żądania. Chłopięcy Harry z dzisiejszego poranka wyraźnie dłużej nie będzie z nami, zastąpił go kapryśny Harry, który lubi wydawać rozkazy i niepotrzebnie denerwować się na ludzi. Jace nagle, jakby umiał mi czytać w myślach, wręczył mi kolejne piwo.
Oglądaliśmy grę i piliśmy nasze piwa. Czas płynął szybciej niż powinien z wygodnymi ramionami Harry’ego wokół mojej talii. Po jakimś czasie pierwsza kwarta się skończyła. Ja byłam wstawiona po trzech piwach, a Louis już niekontrolowanie chichotał.
- To jest niesamowite – wiwatował. – Harry Stylesie, myślę, że cię kocham!
- Przyglądaj się mój chłopaku! – zbeształ radośnie Louis Jace’a.
Zanim Harry mógł mu odpowiedzieć, nastąpiła wibracja, którą mogłam poczuć z mojego miejsca na jego kolanach. Zaczął cicho zrzędzić i szturchnął mnie, żebym zeszła, kiedy on wyciągnął swój telefon z kompletnym zirytowaniem przyklejonym do jego twarzy.
- Styles! – rzucił. Przewróciłam oczami kiedy jego dłoń znalazła moją i zaczął kreślić bezmyślne kółka. – Tak, transakcja powinna odbyć się we wtorek… Było to napisane w e-mailu… Nie… Kiedy?
Wtedy wstał i ciągnął mnie do przyłączonego pomieszczenia jedną ręką, a w drugiej nadal ściskał telefon, przez który rozwścieczony rozmawiał. Wydawało się jakby nawet nie wiedział, że jestem przy nim. Jakby ręka którą mnie ciągnął była jak druga natura.
Praktycznie zabijał wzrokiem kiedy krzyczał do telefonu. – Nie ma mowy… Nie możliwe, to było umówione na wtorek… Nie przerywaj… I wtedy się to odbędzie… Claire, przysięgam na Boga!
W tym momencie delikatnie zaskomlałam, częściowo przez to, że ściskał mi dłoń tak mocno, że bałam się, że ją złamie, z drugiej strony przez to, że nigdy nie wiedziałam go tak złego i no i w końcu przez to, że rozmawiał z Clarie.
Na ten dźwięk oczy Harry’ego rozszerzyły się i odwrócił się jakby pierwszy raz zdał sobie sprawę, że nasze dłonie nadal są splecione. Zatrzymał swój wzrok na mnie kiedy mówił gładkim, niskim tonem. Jego klatka piersiowa szybko podnosiła się i opadała, a oczy płonęły.
- Claire, będę tam zaraz… Tak… Właśnie wychodzę.
Kiedy tylko się rozłączył, wyszarpałam palce z jego uścisku i skrzyżowałam ramiona na piersiach. Harry patrzył na mnie jakby chciał mnie ostrzec, abym nie mówiła absolutnie nic zanim on się nie wypowie, wtedy ścisnął czubek swojego nosa i wydał jęk frustracji.
Chciałam przyciągnąć go do siebie, pieścić jego włosy i powiedzieć mu, żeby się nie martwił. Był już wyraźnie zestresowany tą całą sytuacją. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka, a jego usta były zaciśnięte.
Powoli potrząsnął głową, zanim zaczął mówić tonem pełnym niedowierzania. – Muszę iść.
- Wiem. – odpowiedziałam cicho.
- To biznesowy wypadek. – rzucił. – Nie warz się zmieniać tej sprawy w coś, czym nie jest.
Podniosłam ręce w obronie. – Nawet nie chciałam tego robić, Harry. Nie reaguj zbyt gwałtownie.
- To ty jesteś tą, która stale reaguje zbyt gwałtownie, Norah.
- Nie bądź dla mnie wredny tylko dlatego, że coś w pracy cię wkurzyło.
Harry wypuścił powolny oddech i zaczął chodzić wokół pokoju zbierając jego rzeczy, kiedy ja obserwowałam go z mieszanką złości i współczucia dla tego zestresowanego prezesa wielkiej korporacji. Poklepał się po kieszeniach by sprawdzić czy ma swój portfel , chwycił klucze i w końcu odwrócił się z powrotem do mnie z łagodnym spojrzeniem.
- James wróci, aby was odebrać.
- Okej.
Wziął kolejny powolny wdech, a ja wciąż walczyłam z chęcią przyciągnięcia go do mnie, bo wyglądał na zupełnie poddenerwowanego. Jego włosy były jednym wielkim bałaganem, a jeden rękaw jego koszulki był rozwinięty, no i oczywiście te okropne zmarszczki spowodowane stresem, które tak bardzo chciałam pocałować.
- Nadal widzimy się jutro?
- Ta, oczywiście. Jeśli ta cholerna rzecz w pracy zostanie załatwiona. – wymamrotałam.
- Norah-
- Nie, wiem. Rozumiem. – powiedziałam cicho. – Praca to najważniejsza rzecz. Teraz idź ratować swoją firmę, czy coś.
Zachował bierny wyraz twarzy, kiedy ostatni raz pocałował moje czoło, trzymając swoje usta przy mojej skórze o sekundę za długo i dając mi szansę poczuć jak jego loki łaskoczą moje rzęsy, jego delikatny uścisk na mojej talii i zapach jego kokosowego szampon, który uwielbiałam.
Zanim mogłam zapytać samą siebie, sięgnęłam ostrożnie do jego rękawa i z powrotem go zawinęłam. Kiedy już jego koszulka była poprawiona, przebiegłam jedną dłonią przez jego włosy, by zaczesać niesforne kosmyki na swoje miejsce.
Przez cały czas, kiedy się nim zajmowałam, Harry obserwował mnie niepewnym wzrokiem i zmarszczonymi brwiami, na które nie mogłam nic poradzić. Moje palce śledziły ich obszar zanim zjechałam w dół po jego policzkach i lekko dotknęłam jego ust, które rozdzieliły się pod moimi palcami.
- Ok. Teraz jesteś gotowy. – zaśmiałam się. – Dalej panie Styles, nie każ swoim pracownikom czekać. Napiszę do ciebie i będę podawać ci aktualny wynik.
Harry Styles obdarował mnie niewiarygodnym, absolutnie zapierającym dech w piersiach uśmiechem, którego się nie spodziewałam i dał mi ostatni obiecujący pocałunek, który był jeśli to możliwe, jeszcze bardziej zapierający dech niż jego uśmiech z dołeczkami w policzkach i pośpieszył w stronę drzwi, by iść do pracy.
*Green Bay Packers – drużyna futbolowa.
Jezuuu kocham Harrgo!!
OdpowiedzUsuńCzyzbym go kochała? Tak kocham go jestem tego pewno po dzisiejszym rozdziale!
OdpowiedzUsuńJakie słodkie! Jaki z niego dupek! O boże, nie mogę się doczekać "dnia wolnego". Co Harry wymyśli, a o co Norah znowu się wkurzy...hahaha.
OdpowiedzUsuńAle cholera jasna, jutro początek roku i za pewne nie będziesz miała czasu tłumaczyć, prawda? :( Idę się wyryczeć w samotności :D
Oh, mój najświętszy Boże, Hazz jest taki irytujący! Powinien powiedzieć Norah, że praca nie jest dla niego najważniejsza, a nie.. Uh, naprawdę mnie wkurzył. Miał iść z nimi na mecz i (mimo że nie było to powiedziane) zostać z nimi do końca. To było naprawdę przykre...
OdpowiedzUsuńsuper!
OdpowiedzUsuńwiadomo kiedy nastepny
czy jak na razie spokój bo jest szkola xd i takie tam?
weekend.
UsuńMega normalnie brak mi słów :-) rozdzial uroooooczy kocham kocham i jeszcze raz kocham ^^ czekam na nn:P
OdpowiedzUsuń