środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 33

Po obietnicy odebrania mnie o szóstej w celu wyjścia na kręgle (i pozostawieniu pragnącej więcej pocałunków), Harry wyprowadził mnie ze swojego biura. Kiedy tylko pojawiliśmy się na korytarzu, każda z oczekujących na niego osób natychmiast wstała, powodując, że gapiłam się na nich, nie mając bladego pojęcia co robić, podczas gdy chłopak ogarniał całą sytuację, co znaczyło dla niego najwidoczniej patrzenie na wszystkich spode łba i brutalny pocałunek złożony na moich ustach na do widzenia.
Czas w pracy płynął powoli, a jedyną rozrywkę stanowił improwizowany śpiew Sophii i niespodzianka w postaci Louisa, który odwiedził nas z sushi w porze lunchu. Kiedy skończyliśmy z pracą, pognaliśmy do domu i opadliśmy skuleni i znudzeni na kanapie, w czasie gdy zdradzałam Jace szczegóły dotyczące mojego małego zakładu.
- Cholera, Norah, powinnaś celowo dać się pokonać. - zawtórował mi Jace, dźgając mnie w bok z uśmiechem. - To znaczy, kurwa, spójrz na niego.
- Tak, tak, on jest jak jakiś cholerny boski upadły anioł czy coś. Ale nie chcę dać mu tej przyjemności z wygranej, wiesz?
- No wiem.
Podniosłam brew na mojego przyjaciela, który w tamtym momencie dąsał się na sofie z lampką wina.
- Nadal myślisz, że powinnam się podłożyć?
- Norah, nie spałaś z nikim od czasów Liama, czyli jakoś w ósmej klasie.
- Byłam na ostatnim roku w college'u! - zaprotestowałam, pochylając się, aby pstryknąć go w ucho. - Czyli w zeszłym roku.
- Ta, a to szmat czasu.
Z kolejnym dźgnięciem w bok, chłopak wstał z kanapy marudząc coś o Louisie i FIFIE, więc zostałam zostawiona sama sobie, przygotowując się na umówione spotkanie w czasie gdy oni popijali piwo. Harry przybył dokładnie pół godziny wcześniej i porwał mnie z mieszkania zanim zdążyłabym pocałować na pożegnanie Jace albo Louisa, którzy z kolei krzyczeli na siebie pochłonięci grą na naszym gównianym telewizorze.
- Śpieszysz się gdzieś jeszcze? - prychnęłam, kiedy prowadził mnie w dół schodów.
- Nie, Norah. - spochmurniał. - Dlaczego tak myślisz?
- Nie wiem, może dlatego, że praktycznie wywlokłeś mnie z mieszkania?
Wywrócił oczami i przytrzymał dla mnie drzwi czarnego Range Rovera, którego ku mojemu zaskoczeniu, nie prowadził James. Z grozą przyglądałam się jego pięknu za przednią szybą, kiedy obszedł samochód i z łatwością wsunął się na miejsce kierowcy, po czym uruchomił silnik.
Wyjechaliśmy z parkingu szybciej niż było to potrzebne, a po tym z jaką siłą ściskał kierownicę, wywnioskowałam, że coś jest nie tak. Przez cały czas, kiedy prowadził, jego szczęka była zaciśnięta w tak oczywiście bolesny sposób, błagając mnie o pocałunki na całej jej długości, że było to niemal nieprzyzwoite.
Zamiast tego, odwróciłam się w stronę okna i westchnęłam.
- O co chodzi?
- O nic. - warknął.
- Cóż, wyglądasz na wkurzonego.
Nie odpowiedział do momentu, kiedy z piskiem opon z powodu dużej prędkości zatrzymał auto na czerwonym świetle, po czym umieścił dłoń na moim kolanie i mocno je ścisnął. Natychmiast odwróciłam głowę w jego stronę i skupiłam na nim wzrok.
- Dobra. - zaczął. - Czy to konieczne żebyś za każdym razem kiedy gdzieś wychodzisz całowała na pożegnanie Jace i Louisa?
- Żartujesz sobie? - zachichotałam. Na widok jego rozchylonych nozdrzy na skutek mojego rozbawienia, szybko starałam się pozbyć uśmiechu z mojej twarzy. - Harry, to są geje. Tak jakby, całkowicie na poważnie.
- Nie musisz całować każdego, kogo zobaczysz, Norah.
- Cóż, ty nie musisz pieprzyć każdego ze swoich pracowników, więc myślę, że jesteśmy kwita.
Harry wydał niski, gardłowy odgłos i zacieśnił uścisk na kierownicy. Reszta jazdy upłynęła w ciszy, z wyjątkiem głupiej klasycznej muzyki, której słuchał i poszarpanych oddechów, które ulatywały z jego ust.
Potem, gdzieś pomiędzy parkowaniem samochodu, a jego spacerem, aby stanąć u mojego boku, jego złość uleciała w niepamięć, zupełnie jakby wcześniejsze wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. Chłopięcy uśmiech zagościł na jego twarzy, a on sam chwycił mnie za rękę, zanim poprowadził w dół alejki, prowadzącej do kręgielni; miejsca, w którym nigdy nie spodziewałbyś się spotkać prezesa-multimilionera.
- Mam zarezerwowany tor. - oznajmił niskim głosem, kiedy dotarliśmy do lady. - I potrzebuję 2 pary butów do kręgli.
- Nazwisko? - zapytał starszy mężczyzna, głośno żując swoją gumę.
- Styles.
Facet niemal zaczął dławić się swoją gumą, przeszukując kartki z widocznym wykończeniem na twarzy. Podjął kilka prób wstukania kodu naszego toru, zanim wręczył nam dwie pary butów z niezwykle wymuszonym uśmiechem.
- Dobrej zabawy, panie Styles. A jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę dać nam znać. Tor siódmy jest do pańskiej dyspozycji. A jeśli będzie pan czegoś potrzebował- już to mówiłem. Dobrej zabawy. - bełkotał.
Harry zmrużył oczy, powodując, że mężczyzna wzdrygnął się na skutek jego spojrzenia, a ja musiałam trącić go łokciem w bok, bo najwidoczniej biedny mężczyzna nie zniósłby więcej ciśnienia.
- Będę. Natychmiast proszę przysłać nasze drinki.
- Boże. - jęknęłam, kiedy chłopak prowadził mnie na tor. - Co takiego zrobiłeś, że on był taki wystraszony?
- Nic, Norah. - warknął i zanim mogłabym ponownie otworzyć usta, szybko dodał. - I nawet nie myśl, żeby pytać mnie o to ponownie.
Przeklęłam pod nosem za to jak przewidywalna byłam, zanim opadłam na plastikowe siedzenia niedaleko naszego toru. W ramach zemsty wpisałam go jako "Pan Styles" i siebie jako "Norah", wkurzając go swoim dziecinnym wybrykiem już podczas kilku pierwszych minut naszego spotkania.
- Doprawdy, Norah? - prychnął. - Nie możesz tego zmienić?
- Och, uspokój się, to tylko żart. - zachichotałam. Jego usta drgnęły w próbie zachowania spokoju, a ja wykorzystałam szansę, pochylając się, aby dźgnąć jego policzek w miejscu, w którym zwykle formował się uroczy dołeczek. - I niech się pan uśmiechnie, panie Styles. Zaraz zaczynamy.
Powoli wypuścił oddech i założył na stopy te okropne buty do kręgli, odkładając swoje sztyblety na bok.
- Lepiej żebyś lubiła odgrywanie ról, jeśli zamierzasz tak do mnie mówić. Równie dobrze można zrobić z tego użytek w łóżku, kiedy przegrasz ten zakład.
- Harry! - westchnęłam i tym razem na jego twarzy bezproblemowo pojawił się uśmiech, kiedy przeczesywał dłonią swoje loki, jego cholerne, zielone oczy rozbłysły, a ja uświadomiłam sobie pod jak wielkim wpływem tego mężczyzny byłam; tego który ukrywał swoje wewnętrzne dziecko i nie było to wcale zabawne. Usiedliśmy obok siebie wsuwając na stopy wypożyczone buty, a kiedy chłopak wstał, szczęka opadła mi na podłogę.
Grzechem dla każdego powinno być wyglądanie tak dobrze w butach do kręgli, jak Harry Styles. Był to jeden z tych nielicznych razów, kiedy nie był w garniturze; miał na sobie ciemną kurtkę z futrzanym kołnierzem, czarną koszulkę i te obcisłe, czarne jeansy, które tak bardzo pragnęłam zedrzeć z jego szczupłych nóg. A wszystko to było uwieńczone tymi okropnymi czerwono-niebieskimi butami, które nie powinny wyglądać tak niesamowicie, ale on jakimś sposobem sprawił, że mógłby chodzić w nich po wybiegu.
- Norah. - warknął Harry. Podniosłam głowę, która spoczywała na moich podpartych na kolanach rękach, pozycji wygodnej do skanowania jego sylwetki, aby napotkać na śmiertelnie poważne spojrzenie. - Idziesz pierwsza?
- Uh, tak. Jasne.
Z zarozumiałym uśmieszkiem obserwował jak chwytam kulę do kręgli i zmierzam w kierunku toru, a moje serce waliło jak oszalałe ze zdenerwowania, zanim pozwoliłam kuli sunąć wzdłuż toru. Zawiwatowałam, kiedy zbiłam 9 kręgli, a następnie odwróciłam się z triumfalnym uśmieszkiem na ustach i ręką spoczywającą na biodrze.
- Niech pan to pobije, panie Styles. - powiedziałam, przerzucając włosy za jedno ramię.
- Taki mam zamiar, Wilson.
Prychnęłam i chwyciłam kulę, szykując się do drugiego podejścia.
- Och, naprawdę? A gdzie nauczyłeś się grać, jeśli faktycznie umiesz?
- Dorastając w Cheshire nie było za dużo do roboty. - oznajmił, nieufnie przyglądając się, kiedy moja kula toczyła się wzdłuż toru skutecznie zbijając ostatni ze stojących kręgli. - A ty?
- W Południowej Karolinie nie było za wiele zajęć.
- Dobra robota, kochanie. - zagruchał, wyciągając w moim kierunku dłoń. Jego palce spoczywały na moim biodrze, dopóki niezgrabnie opadłam na jego kolana. - Myślałem, że blefujesz, mówiąc, że wiesz jak grać w kręgle.
Zaśmiałam się i pociągnęłam za dekolt jego czarnego koszulki, odsłaniając dwie daty na jego obojczykach, skutecznie unikając jego przenikającego spojrzenia. - Nie mogłabym skłamać, nawet jeśli bym chciała.
- Szczera prawda, Norah. - mruknął. - A teraz proszę, panuj nad sobą i przestań zdejmować ze mnie ubrania. Przynajmniej pozwól mi wygrać ten zakład, zanim oboje będziemy nadzy.
Prychnęłam i zsunęłam się z jego kolan na miejsce tuż obok.
- Ciągle gadasz, ale nie widać efektów. Zobaczmy jak ci idzie.
Tak szybko jak wstał z tym swoim dumnym uśmieszkiem i wyprostowanymi ramionami, pożałowałam myślenia, że uda mi się z nim wygrać. Chwycił czerwono-niebieską kulę, posyłając ją w kierunku kręgli, która rozbiła je z głośnym trzaskiem.
Kręgle z łatwością wpadły do rynny i żaden z nich nie pozostał niestrącony. Harry odwrócił się lekko wzruszając ramionami, zanim wrócił do mnie z głupkowatym uśmieszkiem, który zapragnęłam zetrzeć z jego twarzy.
- Do dzieła. - rzucił.
No i się zaczęło. Byliśmy tak zaangażowani w grę, że nawet profesjonalni zawodnicy nie zdołaliby nadążyć. W pewnej chwili, zdenerwowany, starszy mężczyzna przyniósł każdemu z nas kufel obrzydliwego piwa, które wypiliśmy bez chwili namysłu.
Harry wykrzywił się, kiedy jego usta odsunęły się od chłodnego szkła. - To jest ohydne. Jak smakuje ci amerykańskie piwo?
- Nie wiem, to jedyne jakie kiedykolwiek piłam. Twoja kolej.
Wyzerował zawartość kufla zanim podszedł do toru w tych głupkowatych butach, które w tym wypadku absolutnie uwielbiałam i pozwolił kuli z gracją przetoczyć się po torze. Wszystko co robił prezes sprawiało wrażenie, jakby nie kosztowało go zupełnie żadnego wysiłku.
Wydawało mi się, że on jest dobry po prostu we wszystkim. Sposób w jaki się prowadził, emanował niezwykłą pewnością siebie. Sączyła się ona z każdego pora na jego ciele i oznajmiała każdemu w zasięgu stu stóp, że ten mężczyzna jest znacznie lepszy od niego i on również był tego świadomy.
- Norah. - powiedział nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. - Twoja kolej. I może ci przypomnę, że to twój ostatni ruch.
Przeklęłam pod nosem i wstałam, a mój mózg był nieco zaćmiony na skutek szklany piwa, które chwilę wcześniej wyżłopałam. W myślach się zbeształam i chwyciłam niebieską kulę, której używałam przez cały wieczór, zanim sprawdziłam punkty. Ku mojemu zaskoczeniu, miałam 2 punkty przewagi, co oznaczało, że musiałam wykonać ten ruch idealnie, aby utrzymać prowadzenie.
- Nie nawal! - zawołał za mną. Starałam się zapomnieć o nim, stojącym za moimi plecami i skupić tak bardzo, jak było to możliwe. - Naprawdę, kochanie, nie chciałbym, żebyś przegrała! To byłoby po prostu okropne!
- Spierdalaj, Harry!
- Słownictwo, Norah. - rzucił mi gniewne spojrzenie z nutką rozbawienia. Nie odważyłam się odwrócić, ponieważ wiedziałam, że zobaczę tam jego rozpromienioną twarz, na której gościć będzie czyste rozbawienie, a jego warga będzie zagryziona między zębami. - Teraz postaraj się najbardziej jak możesz!
- Przestań. - westchnęłam.
- Kochanie, czy ja cię rozpraszam? - zagruchał. Pokazałam mu środkowy palec przez ramię i przygotowałam się do ponownego rzutu i już chwilę potem poczułam jego twarz tuż przy mojej szyi, a jego ręce owinięte wokół mojej talii, co spowodowało, że niespodziewanie upuściłam kulę. - Kochanie, upuściłaś kulę.
- Pierdolnę cię w jaja, jeśli nie przestaniesz. - burknęłam, próbując walczyć z pragnieniem wtulenia się w jego gorące ciało. Ciche sapnięcie uleciało z moich ust, kiedy zahaczył palcem szlufkę moich jeansów i przyciągnął mnie bliżej.
- Nie bądź niegrzeczna. - powiedział powoli. - Po prostu staram się życzyć ci powodzenia.
- Nie, próbujesz mnie zdekoncentrować.
- Dlaczego teraz miałbym to robić?
Mogłam poczuć jego uśmiech tuż przy nagiej skórze na mojej szyi, krótko przed tym, jak zaczął składać delikatne pocałunki, a z nikłych wibracji jego klatki piersiowej, on doskonale wiedział co ze mną robi i w jaki sposób ma to robić. A na dodatek fakt, że użył perfum o zapachu piżma wcale mi nie pomagał.
- Harry, jeśli mnie nie puścisz, to będzie znaczyło dla mnie automatyczną wygraną. - rzuciłam słabo, próbując zignorować fakt, że delikatnie przygryza skórę na moim ramieniu.
Wypuścił mnie tak szybko, jak szybko mnie złapał, śmiejąc się głośno i robiąc kilka kroków w tył. Usiłowałam zapomnieć o jego obecności i wzięłam kilka głębszych wdechów, podnosząc kulę, która od dłuższego czasu spoczywała u moich stóp, jednocześnie próbowałam oczyścić swój umysł z myśli o jego ciepłych dłoniach spoczywających na mojej talii.
Najwidoczniej zbierałam się w sobie zbyt długo, ponieważ Harry zaczął się śmiać za moimi plecami, a to wystarczyło, żeby ponownie ugięły się pode mną kolana. Wszystko w nim było tak sprzeczne; od jego głębokiego śmiechu do cichego chichotu i niezwykle trudno było za tym nadążyć.
- Zamierzasz puścić tę kulę? Czy jesteś zbyt rozproszona? - w końcu zapytał.
- Pierdol się. - warknęłam. Po tych słowach wypuściłam kulę z taką siłą i koncentracją, jaką tylko zdołałam wykrzesać z uczucia jego ust, które ciągle czułam na swojej skórze i obserwowałam jak toczy się ona wzdłuż toru.
Ku mojemu zdziwieniu i najwidoczniej również Harry'ego, zbiła ona wszystkie kręgle, powodując, że z trzaskiem opadły na drewnianą podłogę. Odwróciłam się i pobiegłam w jego kierunku, wskakując na niezwykle zaniepokojonego prezesa i owinęłam nogi wokół jego talii.
- Pierdol się, pierdol się, pierdol się! - zaśmiałam się szaleńczo, obcałowując jego szyję, równocześnie wyrzucając z siebie obelgi. Jego silne dłonie podtrzymywały moje uda. - Ja naprawdę wygrałam i, o mój Boże, Jace będzie strasznie wkurzony! I ja wygrałam!
- Norah-
- Nie, nie chcę nawet tego słuchać! - wiwatowałam, zaplatając ręce wokół jego szyi i odsunęłam głowę od miejsca, gdzie składałam swoje pocałunki. Napotkałam na jego błyszczące z rozbawienia, zielone oczy i zaróżowione policzki z powodu jednego za dużo wypitego piwa.
On był absolutnie piękny i z taką łatwością trzymał mnie na rękach, dzięki czemu nasze twarze dzieliły jedynie centymetry. Pomocny był fakt, że w moich żyłach krążyło odrobinę za dużo alkoholu. Cała ta sytuacja była niezwykle kusząca, więc po prostu złączyłam nasze usta w pocałunku.
Harry jęknął i wykonał kilka chwiejnych kroków w tył, aż dotarł do niebiesko-czerwonego stolika, na którym spoczywały nasze piwa i różne inne rzeczy. Jego dłonie zacieśniły uścisk na moich udach, a ja zaśmiałam się cicho, zanim pozbawiona tchu odsunęłam się nieco.
- Wygrałam. - wyszeptałam tuż przy jego ustach.
Sunął ustami wzdłuż mojej szczęki, wydając kolejny cichy jęk.
- Tak,  ale również owinęłaś swoje nogi wokół mojej talii.
- Cóż. - westchnęłam, trącając nosem o jego i ponownie spojrzałam w jego oczy. - Musisz spędzić cały dzień jak zupełnie normalna osoba, więc definitywnie nadal jestem zwycięzcą.
Staliśmy, opierając się o tani, plastikowy stolik przez kilka kolejnych sekund, zanim powoli pozwolił mi zsunąć się, do momentu aż moje palce dotknęły ziemi. W jego oczach wciąż widoczna była iskierka rozbawienia, kiedy zbieraliśmy swoje rzeczy i opuściliśmy kręgielnię idąc blisko siebie.
- Norah, Norah, Norah. - mruknął, kiedy przywitało nas zimne, nowojorskie powietrze. - Co ja mam z tobą zrobić?
- Nic, ponieważ wygrałam.
Zaśmiał się i oplótł ręką moje ramię, przysuwając mnie bliżej swojego ciała.
- Oboje wiemy, że to nieprawda.
Zdecydowałam się nie odpowiadać, ponieważ on miał oczywistą rację i mógłby wyzwać mnie na pojedynek w kłamstwach, gdyby tylko jakiekolwiek słowa opuściły moje usta. Pozostałą drogę do auta odbyliśmy w ciszy, a kiedy już do niego dotarliśmy, chłopak pomógł mi wdrapać się na siedzenie, kiedy potknęłam się na skutek wyczerpania.
Ziewnęłam, zapinając pas na miejscu pasażera.
- Jesteś zmęczona?
- Troszeczkę. - mruknęłam.
- Powinnaś się zdrzemnąć, kiedy będziemy wracać do mojego mieszkania.
- Jedziemy do ciebie?
- Tak, Norah. - warknął.
Nie mogłam nic poradzić na jęk, który wydałam na jego nagłą zmianę nastroju.
- Nie bądź taki rozkapryszony.
- Idź spać.
Wywróciłam oczami, opierając głowę o szybę i pogrążając się w rozmyślaniach nad tym, co będę robić z Harrym w dniu całkowitego odprężenia. Milion pomysłów napłynęło do mojego umysłu, wliczając w to oglądanie głupich, disney'owskich filmów, których on z pewnością nienawidzi oraz równie znienawidzone przez niego tanie wino i mnóstwo całusów, które, miejmy nadzieję, by mu się spodobały.
Zanim zdążyłam się zorientować, zostałam podniesiona z fotela i szybko niesiona przez silne ręce spoczywające na moich plecach i pod nogami. Anemicznie podniosłam głowę, napotykając na Harry'ego, który patrzył przed siebie z zaciśniętą szczęką.
- Jestem zmęczona. - mruknęłam.
Ostrożnie spojrzał w dół, przyciskając przycisk do swojego imponującego apartamentu.
- Położę cię do łóżka. Nie martw się.
- Potrafię chodzić.
- Bądź cicho, Norah.
Zanim zdołałabym rzucić jakiś kąśliwy komentarz, kolejne ziewnięcie opuściło moje usta. Oparłam głowę o jego tors, słuchając miarowego bicia jego serca i delektując się uczuciem całkowitego bezpieczeństwa, które zapewniały mi jego silne ramiona. Kiedy drzwi się rozsunęły, wniósł mnie do swojego słabo oświetlonego mieszkania i pokonawszy schody, skierował się do sypialni, kładąc mnie na łóżku, a następnie zaczął zdejmować moje buty.
- Mogę sama to zrobić. - mruknęłam cicho, kiedy odwiązywał sznurówkę jednego z nich.
- Nie.
Dźwignęłam się na łokciach, aby na niego spojrzeć.
- Zrobię to, Harry.
Zawahał się na chwilę, zaprzestając swoich czynności, kiedy ujął sznurowadło drugiego buta, zanim ostatecznie dopiął swego. Jego szczęka zaciskała się w sposób, który oznaczał, że stara się nie krzyknąć na mnie i nie powiedzieć mi jak wkurzająca jestem.
Z zafascynowaniem obserwowałam jak zręcznie zdejmuje kolejno pierwszy i drugi brązowy but z moich stóp, a następnie ściąga moje skarpetki, ukazując czerwone paznokcie. Na ten widok na jego twarzy zamajaczył mały uśmiech, a on sam już chwilę później wszedł na łóżko, przykrywając nas pościelą.
- Nie mów mi co powinienem robić. - powiedział płynnie, przyciągając mnie bliżej swojego torsu, jednocześnie zaplatając rękę wokół mojej talii.
- Mówiłam tylko, że sama potrafię zdjąć swoje buty.
- Wiem, że potrafisz. - westchnął. Nastąpiła chwila ciszy, w czasie gdy wierciłam się pod grubym okryciem, starając się znaleźć najwygodniejszą pozycję (lub raczej pozycję, w której mogłabym być jak najbliżej Harry'ego). - Nie ruszaj się.
- Wybacz.
Jego palce wsunęły się pod mój sweter i zaczęły kreślić chaotyczne wzory na moich biodrach, sunąc w górę.
- Kiedy będziemy mięli ten dzień relaksu?
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Niedługo.
- Mecz Packersów jest w sobotę. Może niedziela?
- Odnoszę wrażenie, że jesteś w jakiś sposób tym podekscytowany.
Jęknął cicho i splątał nasze nogi, umieszczając swoje kostki między moimi, sprawiając tym samym, że byliśmy tak blisko siebie, jak tylko było to możliwe. Ostrożnie umieściłam swoją dłoń na brzuchu, gdzie już spoczywała jego duża i splotłam nasze palce.
Harry ścisnął ją mocno w odpowiedzi, zapewniając, że pozostaną splecione, następnie złożył pocałunek na moim ramieniu, tak jak zwykł to robić i cicho mnie skarcił.
- Śpij, Norah.

12 komentarzy:

  1. Awww jak slodko *-*
    Czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uroczy i niezwykle slodki rodzial :-)czekam na nn ktory mam nadzieje pojawi sie bardzo szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz tylko czekac na jakaś dramę nie zawsze i dlugo jest cicho i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej jakie słodkie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyleeee słodkości ❤
    Ily ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. aww słodko *-* pewnie cos sie wydarzy bo jakos długo jest spokonie ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy następny ? :) : Z niecierpliwością czekam na odpowiedź w postaci rozdziału !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. hej rozdział świetny *-*
    jak zwykle ;)
    nie chce byc nachalna ale wiadomo kiedy dodasz nastepny rozdział?

    OdpowiedzUsuń