czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 29

- Jace, ja nie chcę żeby on tu przychodził! On tak jakby się wprosił. A potem wyszedł. A teraz zamierza się tu pojawić i być niegrzecznym, a ja nie wiem, co robić, bo po prostu nie chcę mieć z nim do czynienia. Dziś miałam poznać Louisa. - zaczęłam chaotycznie.
Jace zmarszczył brwi, wręczając mi marchewkę do pokrojenia.
- To nieistotne, Norah. Po prostu myślę, że możesz być silniejsza niż to.
- Próbuję, okej? Próbuję. On tylko.. Nie wiem. On działa na mnie w sposób, którego nie potrafię do końca wytłumaczyć.
- Kochasz go?
Przygryzłam wargę.
- Tak, to znaczy... Tak. W nieźle popieprzony sposób. Tak.
Chłopak powoli wypuścił powietrze i powrócił do marynowania steków, a ja zaczęłam mieszać sałatkę. Louis będzie tutaj w ciągu jakichś 30 minut, a Harry za godzinę. Więc mam godzinę na mentalne przygotowanie się na jego obecność.
Skończyliśmy przygotowywanie kolacji; Jace poszedł się przebrać, podczas gdy ja zabrałam się za pieczenie steków, uważając, by ich nie przypalić. To prawdopodobnie nie skończyło by się dobrze, a z uwagi na fakt, że mój współlokator był gotowy w kilka minut, również zdawał sobie z tego sprawę.
Zarzucił na siebie ponownie swój różowy fartuch i zabrał szczypce z mojej dłoni.
- Ty, wynocha z mojej kuchni.
Nie musiał powtarzać tego drugi raz. Pośpiesznie udałam się do mojej sypialni, aby wybrać strój, jaki miałam założyć, ostatecznie decydując się na czarne, obcisłe jeansy, brązowy sweter i czarne szpilki, które miały co najmniej 10 centymetrów i czyniły mój wzrost dość rozsądnym.
Kiedy ostatni raz przeciągałam mascarą rzęsy, zadzwonił dzwonek do drzwi. Dzikim pędęm rzuciłam się w ich kierunku, w nadziei, że prześcignę Jace, pokonując róg kilka sekund przed nim, nie potykając się nawet o własne obcasy. On krzyknął, chcąc mnie zatrzymać w tej samej chwili, kiedy otworzyłam drewnianą powłokę, witając naszego gościa ciepłym uściskiem.
- Ty musisz być Louis! - zagruchałam, odsuwając się, aby wpuścić go do środka. Jego ciemnoniebieskie oczy skanowały mnie gruntownie, a brązowe włosy sterczały w różnych kierunkach w wyniku mojej napaści. Czarne tatuaże malowały się na jego obojczykach, prezentując słowa, których nie potrafiłam do końca odczytać.
Miał na sobie czarne, obcisłe spodnie z podwiniętymi nogawkami, które ukazywały jego wytatuowane kostki oraz białe converse. Jego włosy były postawione, sprawiając wrażenie, jakby spędził dość sporo czasu nad ich ułożeniem.
- A ty musisz być Norah. - uśmiechnął się. - Jace nie zamykał się, ciągle paplając na twój temat.
- Tak naprawdę, to on nigdy się nie zamyka.
- Ach, myślałem, że jest taki tylko w mojej obecności. - wystawił głowę, aby spojrzeć na swojego chłopaka. - J, czy ty także bezwstydnie flirtujesz z Norah?
Zarzuciłam rękę na ramię Louisa, posyłając mu uśmiech.
- Och, wy dwoje nawet macie ksywki. Chodź, witamy w naszych skromnych progach, gdzie napijesz się taniego wina i zjesz nasze steki.
- Tanie wino to najlepsze wino. - uśmiechnął się głupawo.
Otworzyłam usta ze zdziwienia i odwróciłam się do Jace.
- On jest idealnym materiałem na męża!
Oboje się uśmiechnęli i spletli palce, kiedy z powrotem weszliśmy do kuchni, gdzie steki były niemal gotowe, a trzy lampki wina czekały na kuchennym blacie. Usiedliśmy i rozmawiając, popijaliśmy wino, podczas gdy steki się smażyły, a ja przesłuchiwałam Louisa, starając się nie być onieśmielająca, ale poprzez nikłe uśmiechy, którymi mnie obdarzał- to nie działało.
Louis był aktorem i pracował na Brodway'u. Nie miał w swojej karierze żadnych znaczących ról, ale obecnie był dublerem w jednym z większych pokazów, którego nazwy nie wyłapałam. Jace krążył wokół niego z uwielbieniem, a w jego spojrzeniu było coś, czego nigdy wcześniej u niego nie widziałam w stosunku do kogokolwiek.
Szybko, zbyt szybko, zadzwonił dzwonek. Wyzerowałam swój kieliszek i poszłam w kierunku drzwi, otwierając je, a moim oczom ukazał się cudownie ubrany Harry Styles z butelką mojego ulubionego wina i typowym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie byłeś zaproszony. - rzuciłam mu gniewne spojrzenie.
Wywrócił oczami i wyciągnął przed siebie butelkę.
- Przyniosłem twoje ulubione wino, Norah.
- Zatrzymam je. Ale ty mimo to nie możesz wejść.
- Mówiłem ci, że ja i Clarie jesteśmy tylko przyjaciółmi. - oznajmił niskim głosem. - Nie wiem, dlaczego jesteś zła.
Wyrwałam butelkę wina z jego dłoni.
- Może dlatego, że jesteś kompletnym fiutem.
Po tych słowach, odwróciłam się na pięcie i udałam do miejsca, gdzie przy stole siedzieli Jace z Louisem. Słyszałam jego kroki tuż za mną, a z wyrazu, jaki zagościł na twarzy Louisa, kiedy dostrzegł przystojnego Harry'ego, był prawdopodobnie nieźle wkurwiony.
- Przyniosłam wino. - uśmiechnęłam się. Zaczęłam nalewać je do kieliszków i wskazałam na Harry'ego. - Nie przyniosłam Harry'ego Stylesa, ale on i tak przyszedł, ponieważ jest dupkiem. Louis, to jest Harry. Harry, to jest Louis.
Harry wyglądał, jakby miał zamiar walnąć pięścią w ścianę. Jego nozdrza były rozszerzone, kiedy wymieniał uścisk dłoni z niższym mężczyzną, który wyglądał na zmieszanego naszą krótką interakcją. Zajęliśmy miejsca wokół małego stołu, a Jace przyniósł skwierczące steki, ziemniaki i inne warzywa.
- To wygląda naprawdę uroczo. - skomplementował Harry, powodując, że Jace posłał mu wdzięczny uśmiech, a oczy Louisa podwoiły swoje rozmiary w szoku.
- Och, jesteś Brytyjczykiem? Skąd jesteś?
- Holmes Chapel, Cheshire. A ty?
- Doncaster. - Louis uśmiechnął się szeroko, zaczesując na bok swoją grzywkę. - Oglądasz futbol?
Harry zmrużył oczy w namyśle.
- Brytyjski czy amerykański?
- Oby dwa.
- Packersi. A co z tobą?
Louis skinął głową z aprobatą i wyciągnął w jego kierunku dłoń złożoną w pięść. Prezes spojrzał zdezorientowany w dół na małą, zaciśniętą pięść, jakby nie miał pojęcia co ma w tej sytuacji zrobić. Ale chwilę potem, ku naszemu zdziwieniu, przybił żółwika z Louisem i wycofał swą dłoń symulując dźwięk małej eksplozji.
To była najbardziej nietypowa rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił, za wyjątkiem walki na jedzenie z Gemmą. Starałam się wytrwać w swoim postanowieniu i być na niego złą, odrzucając na bok myśli o tym, jak uroczy był ten wydobywający się z jego wyrafinowanych ust mały hałas.
- Louis, pokochasz nasze nowe biuro. - zaczął Jace. - Ono jest absolutnie niesamowite.
- Poważnie. Są tam trzy ogromne okna z widokiem na miasto... Jest idealne. - dodałam.
Harry spojrzał na mnie, siedząc po przeciwnej stronie stołu.
- Naprawdę takie jest. Pamiętasz? Widziałem je dziś po południu, kiedy przyszedłem się z tobą zobaczyć.
- Ach, tak. Nieproszony, oczywiście.  Masz zły nawyk pojawiania się tam, gdzie nie powinieneś.
Jace odchrząknął, jak zwykle stając się strażnikiem spotkania i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, które jasno mówiło 'odstraszasz Louisa i naprawdę cię nienawidzę', więc zdecydowałam się po prostu ignorować Harry'ego na ile tylko to możliwe.
- Poza tym, opowiadałem Louisowi o tym, że w ten weekend idziemy na mecz Packersów. - uśmiechnął się Jace. - I jest troszeczkę zazdrosny.
- Troszeczkę? - zadrwił Louis.
- Dobra, on jest na maksa zazdrosny, a to jest zabawne.
Harry spojrzał znad swojego talerza z błyskiem w oku.
- Może iść z nami.
- Nie gadaj. - Jace ledwo mógł złapać oddech.
- Mam wolny bilet. - Harry wzruszył ramionami, zupełnie jakby bilety nie były warte tygodniowej pensji większości ludzi. - Możemy iść wszyscy razem.
- Nie mogę się na to zgodzić, to zbyt wiele, koleś. - Louis wciął się grzecznie.
Harry jedynie uśmiechnął się, wpatrując się w talerz.
- W porządku. To nic wielkiego. Możemy zarezerwować pokoje w hotelu i zostać tam po meczu.
Chłopcy zaczęli planować, podczas gdy ja starałam się nie wpaść w furię i nie zacząć krzyczeć. Ja tu staram się być zła na Harry'ego, ponieważ jest kompletnym dupkiem, a on proponuje bilety na mecz chłopakowi Jace i śmieje się z jego żartów.
Kolacja przebiegła na tym, że Jace i Louis opowiadali dowcipy, śmiejąc się z nich, podczas gdy ja skupiłam się na obserwowaniu Harry'ego, który z kolei zdawał się być rozbawiony moim przeszywającym spojrzeniem. Zapewne dlatego, że nie było nawet w połowie tak straszne, jak mi się wydawało.
Tak szybko, jak tylko talerze stały się puste, skorzystałam z okazji opuszczenia stołu i zaczęłam je sprzątać. Zmywałam naczynia i odstawiałam je na suszarkę, jednocześnie słuchając rozmowy chłopców, dobiegającej z drugiego pokoju, która dotyczyła tematu jednego z piłkarzy, który według Jace był 'nieziemsko przystojny', a według Harry'ego 'niezwykle bogaty'.
Zaczęłam szorować talerz mocniej, zupełnie jakby był to Harry, a ja mogłabym w ten sposób pozbyć się go z mojego umysłu i ostatecznie z nim skończyć. Ale nie zanosiło się, aby to poszło tak łatwo, zważając, że pojawił się w drzwiach z lekkim uśmiechem na tej pięknej twarzy i wyprostowanymi ramionami, zaledwie kilka minut po tym jak zaczęłam zmywać.
- Norah. - powiedział delikatnie.
- Harry. - przedrzeźniałam go.
Potarł ręką swój podbródek we frustracji na ton mojego głosu; jego szczęka widocznie napięła się pod jego palcami.
- Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? To wkurzające.
- Nie wiem, może dlatego, że wparowałeś do mojego biura, prezentując mi swoje wymówki, po czym mnie pocałowałeś, a teraz pokazujesz się tu, mimo że powiedziałam ci, żebyś tego nie robił, tylko dlatego, iż myślisz, że jesteś cholernym królem świata. I wiesz co? Wcale nim nie jesteś. - splunęłam.
Przemierzył pomieszczenie w ułamek sekundy, zmierzając w moją stronę, oddychając ciężko, co obrazowało jego przepiękną wściekłość.
- Przestań! W tej chwili.
- Nie! Nawet mnie nie przeprosiłeś! Po prostu prawisz mi swoje wymówki, mówiąc, że to było spotkanie biznesowe. Co rzecz jasna załapałam, nieważne, przecież nawet nie jesteś moim chłopakiem. Ale ty odwróciłeś to i obwiniasz za wszystko mnie? Bzdura.
- Ponieważ to było spotkanie biznesowe. Dorośnij, Norah. - widocznie gotował się ze złości.
Prychnęłam i wróciłam do zmywania naczyń, szorując je zaciekle.
- Nic nie łapiesz. Już nie chodzi o to. Rzecz w tym, że czujesz się lepszy od innych i nawet nie potrafisz przeprosić!
- Nie myślę tak.
- Ale tak jest. A teraz proszę, wyjdź, zanim zrobię coś głupiego, jak pocałowanie cię.
Wypuścił powoli zduszony oddech i wyciągnął dłoń, a opuszki jego palców tak delikatnie musnęły moje biodro, jakby najmniejszy dotyk miał sprawić, że moje kości rozkruszą się na jego skutek.
- Jesteś moja.
- Nawet nie wiem co to znaczy. - warknęłam. - Powiedziałeś, że jesteś mój. Byłeś tego w ogóle świadomy?
- Nie kłamię, Norah. Jestem twój, a ty jesteś moja. Przysięgam.
Wpatrywałam się w niego, usiłując złapać swój poszarpany oddech, podczas gdy moje policzki czerwieniały ze złości. Moje idealnie wyprostowane włosy sterczały teraz w każdym kierunku, z uwagi na fakt, że nie przestawałam ciągnąć za ich końce.
Zwolna przebiegł palcami w górę mojej ręki, ostatecznie docierając do ramienia i odgarnął moje włosy na jedną stronę, zanim chwycił je na moim karku i przysunął mnie nieco bliżej.
- Ja nie kłamię.
- Coś niezwykłego, szczery biznesmen. - odpowiedziałam.
Jego dłoń zsunęła się z mojej szyi, tak, że teraz spoczywała na moim nadgarstku, gdzie z pewnością można było wyczuć mój szaleńczo wysoki puls.
- Nie jestem pieprzonym romantykiem, czy chłopakiem- splunął, jakby wypowiedziane przez niego słowo było trucizną- ale jestem cholernie dobrym biznesmenem. Tym właśnie jestem. I tym właśnie się zajmuję.
- To mi nie wystarczy. Musisz okazywać swoje emocje i to, że jesteś mój. Nie mogę nic zdziałać z tym jednostronnym przywiązaniem. Nie potrafię.- mruknęłam, ze wściekłością kręcąc głową i przygryzając wargę, aby zatrzymać zbierające się w oczach łzy. - Naprawdę nie mogę, Harry.
- Norah. - ostrzegł mnie. Jego głos był ochrypły i niemal wymuszony, a dłoń już nie spoczywała na moim nadgarstku. - Co masz na myśli?
- Musisz spróbować. Musisz spróbować się zrelaksować i postarać się być pieprzoną, normalną osobą, inaczej nie będę w stanie tego ciągnąć.
Jego oczy natychmiast pociemniały, a on sam odruchowo zrobił krok w moją stronę, przez co zostałam przyciśnięta do blatu kuchennego i całkowicie przez niego zdominowana.
- Ale ty chcesz to robić. Wiem, czego chcesz, widzę to, kiedy na mnie patrzysz i wtedy, kiedy cię dotykam. To sposób w jaki na mnie reagujesz. Ty chcesz być moja.
- Przestań. - szepnęłam.
- Ty też.
- Nie ma znaczenia, czego ja chcę. Chodzi o to, że to nie jest dla mnie dobre, okej? Możesz po prostu przyznać, że postąpiłeś źle?
- Byłem na obiedzie z moją partnerką biznesową. Nie zrobiłem nic złego.
- Wynoś się.
- Norah.
- Powiedziałam wynoś się. - pisnęłam. - I nie waż się nawet do mnie odezwać, jeśli nie potrafisz przeprosić.
Powoli odsunął się ode mnie, przeczesując dłońmi włosy, kiedy spoglądał na mnie, powodując, że spuściłam wzrok na ziemię. Wiedziałam, że jeśli spojrzę na niego, w jego oczach nie ujrzę smutku. Zobaczę jedynie złość, a to tylko wszystko pogorszy.
Odgłos jego powolnego i niestabilnego oddechu wypełniał pomieszczenie, kiedy ja nadal wpatrywałam się w kafelki na kuchennej podłodze, które swoją drogą desperacko potrzebowały wymiany. Z drugiego pokoju dobiegały stłumione szepty, gdzie Jace i Louis prawdopodobnie zaniepokoili się pochodzącymi z kuchni krzykami.
Harry w końcu jęknął cicho, po chwili milczenia, która zdawała się trwać godzinę.
- Ona jest tylko znajomą.
- Nie o to chodzi! To nie jest żadna zazdrość, Harry! Chodzi o fakt, że nie potrafisz przyznać, że kiedykolwiek mógłbyś-  broń Boże - się mylić w sytuacji, w której w tym wypadku, tak było. Chodzi o to, że ty myślisz, że możesz wszystko kontrolować.
- Nie rozumiem. Mieliśmy kolację, a teraz jesteś wściekła, Norah. - powiedział cicho. Delikatny ton jego głosu sprawił, że w końcu podniosłam wzrok i zamiast złości, dostrzegłam u niego bezradną dezorientację. - Nie mam za co przepraszać.
Nie mogłam już dłużej się powstrzymywać i gorzki śmiech opuścił moje usta w odpowiedzi na jego nieustępliwe i przykre zachowanie.
- Po prostu wyjdź. Możesz proszę, chodź raz w swoim cholernym życiu, zrobić coś, o co ktoś cię prosi?
Lekko załamał się na moje słowa i zrobił kilka kroków w tył, stając w drzwiach, a zmieszanie przeszło w złość. Jego oczy raz jeszcze pociemniały, kiedy wpatrywał się stertę brudnych naczyń.
- Norah, staram się. Naprawdę się staram.
Powoli skinęłam głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć i obserwowałam, jak jego ramiona nieznacznie opadają. Kontynuowaliśmy patrzenie się na siebie, żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Byłam zbyt zakłopotana, aby przerwać trwającą ciszę, a wypowiedziane przez niego słowa zdawały się być starannie dobrane. W końcu, ponownie zabrał głos.
- Nadal nie zmieniłaś zdania i przychodzisz na mecz w weekend? - zapytał cicho. - Właśnie go planowaliśmy.
Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi, a mój wymijający gest spowodował jedynie, że stał się jeszcze bardziej onieśmielający.
- W porządku. W takim razie zakładam, że będziesz.
- Być może, jeśli przeprosisz za bycie pompatycznym dupkiem. - odrzekłam.
Chłopak przygryzł swoją wargę, a ja desperacko zapragnęłam go pocałować.
- Jesteś moja. - oznajmił chłodno. - Nadal?
Z wolna skinęłam głową i utkwiłam spojrzenie w podłodze, kiedy cicho odpowiedziałam.
- Tak. Mimo że nie powinnam. A ty jesteś mój.
- Tak. - powiedział wprost. - Ciągle jesteś zła?
- Tak. Nie przeprosiłeś. Więc wyjdź, proszę. To trzeci raz, kiedy cię o to proszę.
- Zobaczymy się wkrótce, Norah. - mruknął, zupełnie jakby miała być to groźba, a następnie odwrócił się na pięcie i po trwającym ponad godzinę pobycie, opuścił mój apartament. Moje serce niemal wyrywało się z piersi, kiedy zsunęłam się na podłogę.
Odbyłam kłótnię z Harrym Stylesem i nie pozwoliłam jego okrutnym słowom i niemiłym spojrzeniom mnie złamać. Nie pozwoliłam, aby jego miękki pocałunek pozostawiony w zagłębieniu mojej szyi, złamał moje postanowienie, czy nawet sposób w jaki do mnie mówił, nie sprawił, że moja złość odpuściła. Nie pozwoliłam, aby głębokie dołeczki w jego policzkach, przyćmiły chód w jego oczach.
- Jace! - krzyknęłam, siedząc na ziemi.
Szybko pojawił się w kuchni, a na jego twarzy malował się lekki obraz paniki. Tuż za nim podążył Louis.
- Wyszedł?
- Tak, kurwa, wyszedł. - uśmiechnęłam się.
- Przeprosił?
Mój uśmiech stopniowo przygasał.
- Cóż, nie. Ale nie dałam mu się zdominować.
- Tak, mogę to potwierdzić, słysząc jak krzyczałaś, że jest skurwysynem, jakieś 6 razy. -  zachichotał, trącając łokciem w bok Louisa. - Bałem się, że wystraszysz naszych dwóch chłopaków w tym samym czasie.
- Cóż.. - mruknęłam. - Nie byłabym zaskoczona. A Harry nie jest moim chłopakiem.
Louis zachichotał, jakbym właśnie opowiedziała jakiś dowcip, a następnie spojrzał na mnie, wyczuwając, że mierzę go wzrokiem. Uniosłam brwi, niemo pytając go, co mogłoby być tak zabawne w całym tym moim miłosnym bałaganie. Podniósł ręce w geście obronnym, posyłając mi uroczy uśmiech.
- Wybacz, po prostu sposób w jaki się przy tobie zachowywał.. To po prostu.. To wyglądało, jakby nigdy nie był wystarczająco blisko ciebie. Założyłem, że jest twoim chłopakiem.
- Cóż, nie jest. - mruknęłam, starając się zignorować mój zgorzkniały ton głosu.- A teraz, czy możemy obejrzeć jakiś film, czy coś?

-----------------------------------
Jeszcze raz bardzo dziękuję za ciepłe słowa w trakcie konfliktu z osobą, która kradła moje tłumaczenie i WIELKIE SŁOWA PODZIĘKOWANIA DLA OSOBY, KTÓRA DAŁA MI O TYM ZNAĆ. Miło wiedzieć, że mam w Was wsparcie i że nie tylko mi zależy, ale Wam również. :)
Od wczoraj 'Suit and Tie' możecie czytać również na wattpadzie.
Buziaki,
Sam. x

9 komentarzy:

  1. Ale szybko ! I tak powinno być ;) świetny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Norah się nie dala Harremu na reszcie ktoś mu się postawił ♡ @Only_1Dreams

    OdpowiedzUsuń
  3. Lou wydaje się spoko już go polubilam *_* oby byli długo razem

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno przeprosić dupek :p rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie można na wattpadzie:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no jak nie można, jak można :)
      zapraszam: http://www.wattpad.com/story/19513527-suit-and-tie-pl

      Usuń